Recenzujemy

Tajfun: Baszta w nowej odsłonie

Znana i lubiana w kręgach roślinnych Baszta kilka miesięcy temu zapowiedziała swe zamknięcie i mimo protestów fanów, po prostu zniknęła z wegańskiego światka gastronomicznego. Choć wizyty w Baszcie pozostawiły nas z mieszanymi odczuciami, to jednak zamknięcie kolejnej miejscówki dla roślinożerców we Wrocławiu nie nastroiło optymistycznie. Nie trzeba było jednak długo czekać, by jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że oto Baszta powraca jako Tajfun lokując się w okolicach Nadodrza.

Tajfun to podobnie jak Baszta knajpka dedykowana wegetarianom i weganom o zamiłowaniu do azjatyckiej kuchni. Kartę znacznie odchudzono i zostały w niej cztery makarony pad thai, kilka nudli i desery widoczne tuż przy ladzie. Każda z nas zamawia po jednym pad thaiu, ja dodatkowo tofurnik chałwowy i wygłodniałe czekamy na swe dania.

Oczekiwanie na potrawy jest pretekstem, by rozejrzeć się dookoła. W kwestii wnętrza nasze zdania są podzielone. Kasia z sentymentem wspomina lekko odjechany wystrój Baszty, ja natomiast wolę to, co zadziało się w Tajfunie: a więc niewymuszony design, sporo roślin i spora przestrzeń dla gości. Nim zdążymy podyskutować, dostajemy swe dania i z wiadomych względów temat wystroju zostaje wyparty przez kwestie gastronomiczne.

Pad thai pieprzowy, który wybieram (24 zł) zaskakuje mnie ostrością: przyznaję, że nie spytałam obsługi o stopień pikanterii i mimo, że lubię ostre dania, tu daje ono nieco w kość. Porcja jest optymalna, wręcz spora, zaspokoi więc głód bez trudu. Cieszy mnie dodatek aromatycznej świeżej kolendry, lekko chrupiący tempeh i czerwona papryka. Mimo ostrości, sos z mlekiem kokosowym, pieprzem i zielonym chilli jest niesamowicie aromatyczny i smaczny, zgrabnie łączy się z makaronem i warzywami. Jedyne, co przeszkadza mi w zestawieniu to świeży pomidor, o tej porze roku nie smakuje jeszcze tak, by wnieść coś do dania. Poza drobnostkami nie mam uwag, a pad thai zamówię chętnie ponownie, tym razem przygotowana już na wrażenia związane z ostrością.

Pad thai mango chilli dla fanów Baszty nie będzie zaskoczeniem, bo tę pozycję przeniesiono w zasadzie jeden do jednego, włącznie z charakterystycznie krojoną marchwią. Połączenie mango i kokosa w sosie to pewniak, a chilii dodaje tylko dozę pikanterii bez obaw o piekło w przełyku. Odrobinę odmiany wizualnej przynoszą szpinak i kolendra. Oblepione sosem tofu i makaron smakują wyśmienicie, choć przy ostatnich kęsach jego lekko mdława słodycz zaczyna nużyć. Odrobina soku z cytryny lub limonki mogłaby temu zapobiec. Do twórców Tajfuna mamy jeszcze jeden apel: zmieńcie zastawę, bo płytkie talerze przy tak hojnych porcjach są najzwyczajniej niewygodne.

Na deser zamówiłam tofurnik chałwowy (12 zł), który pięknie prezentował się w witrynce. Wegańskie ciasto niczym nie ustępuje tradycyjnym sernikom: masa jest puszysta, aksamitna i lekka, niezbyt słodka, z posmakiem tahini. Do tego kruchy spód i gorzka czekolada na wierzchu, choć tej ostatniej mogłoby moim zdaniem nie być (nie jestem fanką gorzkiej czekolady). Porcja jest konkretna i w połączeniu z pad thaiem daje uczucie nasycenia na długie godziny.

Tajfun nastroił mnie pozytywnie i mimo paru niedociągnięć, jak np. widoczne i wyczuwalne problemy z wentylacją, chętnie wróciłabym tam ponownie. Wygląda na to, że odchudzenie karty, zmiana lokalizacji i żywiołowa nazwa wyszły starej Baszcie na dobre.

Tajfun
ul. Cybulskiego 3/1a

Aga

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również