Recenzujemy

Black Point Cafe – food porn dla kawoszy

Deser w kawie, kawa w deserzeKawowych purystów przestrzegam: to nie będzie tekst o wyższości Arabiki nad Robustą, niuansach kwasowości czy odczuciach dotyczących kawowego body. W Black Point Cafe kawa zdecydowanie gra pierwsze skrzypce, ale to sposób jej podania przyniósł niepozornej kawiarni w Leśnicy słuszną sławę.

Gdy mowa o fantazji w serwowaniu kawy, do niedawna szczytem kreatywności wydawały się wzory na mlecznej piance. Black Point Cafe przenosi ten koncept o kilka poziomów wyżej, szklanki zamieniając na słoje, a piankę na fantazyjnie zdobioną czapę z bitej śmietany i rozmaitych, kolorowych dodatków. Mówiąc krótko: tworzy kawową definicje food pornu, którą w karcie znajdziecie pod nazwą Huge.

Black Point Cafe odwiedziłyśmy przy okazji Festiwalu Kawy jeszcze w marcu. W tamtejszym zestawie można było znaleźć kawę z regularnej karty, choć w nieco mniejszym rozmiarze (zwykły Huge ma około pół litra pojemności i kosztuje 15 zł). Tutejszy zestaw zdobył drugie miejsce, wiec kto nie próbował – niech żałuje! Lawendowy słoik zwieńczono usłaną cukrowymi kwiatkami czapą obsypaną M&Msami i strzelającymi cukierkami – bardziej dziewczyńskie i nostalgiczne połączenie trudno sobie wyobrazić. Znajdująca się w słoju kawa to wariacja na temat latte z dużą ilością mleka, delikatna na tyle, by przypaść do gustu nawet umiarkowanym fanom kawy podobnym do mnie.

Spoza festiwalowego menu wybrałyśmy słoik „Cookie Monster”, na którego szczycie znalazła się żelka w kształcie oka. Po ściankach słoja spływa słodka, czekoladowa krew, a całość zwieńczyły kawałki ciastek Oreo. Propozycja w sam raz na Halloween była tak cudacznie absurdalna, że nieomal zapomniałyśmy o zdjęciach. Te trzeba robić szybko, bo ciepło naparu sprawia, że misterna konstrukcja dość szybko zaczyna się rozpływać. Jako trzecie do testów trafiło przyjemne, karmelowe frappe obsypane popcornem. Tu smak kawy przebijał się zdecydowanie mocniej, a słone nuty prażonej kukurydzy dobrze zgrywały się z wytrawną słodkością karmelu.

Nasze serca bez dwóch zdań podbił festiwalowy deser, czyli smażone mango z musem mascarpone i migdałami. Niestety, w stałym menu go nie znajdziecie. Ale jeśli przypadkiem traficie na desery domowego wyrobu (w gablotce z ciastami królują produkty od „Słodko’’), zamówcie je koniecznie, bo ktoś tu ewidentnie ma rękę do słodkości.
Chcąc przełamać smak Huge’a czymś wytrawnym, Black Point Cafe serwuje także rozmaite kanapki i inną zupę każdego dnia.


Na koniec słów kilka o wystroju, który zdecydowanie przykuwa uwagę i świetnie zgrywa się z efektownymi gwiazdami menu. Białej cegle w pierwszej części kawiarni przeciwstawiono wyłożoną  książkami ścianę w drugiej. Kolorowe meble i dodatki ożywiają stonowaną paletę barw, a nad całością góruje… głowa barana wykonana z papierowych zwitek. Adekwatnym akcentem są też filiżanki w roli abażurów wiszące nad barem. W tym uroczo cudacznym otoczeniu fantazyjne kawy smakują jeszcze lepiej.

Poza nimi w menu znajdziecie oczywiście kawy klasyczne, ale też parzone metodami alternatywnymi dla wszystkich, którzy od słodkich słoików wolą klasycznego, kawowego kopa wysokiej klasy. Kartę uzupełniają naturalne soki i wykonane z nich koktajle. Mówiąc krótko – każdy znajdzie coś dla siebie. Do tego dochodzą pozycje wprowadzane do karty spontanicznie, obecnie na przykład malinowa mrożona herbata. Powstają także specjalne edycje słoików Huge, np. z pączkiem i śmietanową czapą z okazji Tłustego Czwartku.

Gorąco zachęcamy do kawowej rozpusty w Black Point Cafe i trzymamy kciuki za otwarcie nowego lokalu w centrum Wrocławia, które zapowiadają właściciele.

Black Point Cafe
ul. Średzka 16A (Leśnica)

Kasia

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również