Recenzujemy

Black Point Cafe Sądowa: na kawie u kapelusznika

Mieszkańcy Leśnicy znają ją świetnie, a teraz, po wielomiesięcznych przygotowaniach, oddział Black Point Cafe pojawił się w ścisłym centrum miasta. To otwarcie potwierdziło, że pod względem koncepcji i pomysłu BPC deklasuje konkurentów na tutejszym, kawiarnianym rynku.

Estetycznych i smakowych zachwytów zazwyczaj spodziewamy się po restauracjach – kawiarnie pod tym kątem mogą liczyć na taryfę ulgową. Mają być przyjemne, najlepiej nie za duże, z dobrą kawą, przyzwoitym deserem i gniazdkiem, do którego podłączymy komputer – na tym lista wymagań zazwyczaj się kończy. Jeśli dodatkowo zadbamy o chodliwą lokalizację, okupiony stosunkowo niewielkim wysiłkiem sukces jest w zasadzie murowany.

Black Point Cafe to świetny przykład na to, jak przekuć niekorzystne okoliczności na własną korzyść. Żeby przyciągnąć gości do lokalu na peryferiach konieczne jest zaoferowanie czegoś więcej niż kawa i ciasto. Mowa o atmosferze i pomyśle, dzięki czemu wypad do kawiarni wynika nie tylko z chęci zaspokojenia zachcianki na małą czarną. W menu obok klasycznych kaw z dobrych palarni pojawiły się więc Huge, czyli kawy zwieńczone bogato zdobioną, śmietanową czapą, a wystrój w swych detalach co rusz puszcza oko do gości fantazyjnymi rozwiązaniami. Wieści o nietypowej kawiarni na peryferiach zaczęły się rozchodzić, w czym pomogły festiwale kawy, dzięki czemu dziś Black Point Cafe dorobiło się nowej, większej i jeszcze bardziej fantazyjnej lokalizacji przy ulicy Sądowej.

Dwupoziomowy lokal z antresolą jest przestronny i pełen smaczków, które przyciągają uwagę nie tylko wnętrzarskich freaków mojego pokroju. Naprzeciw drzwi wejściowych znalazła się znana z pierwszej lokalizacji ściana wyłożona książkami, w której ukryto przejście do toalety w całości wyłożone… lustrami. Nad nią urządzono antresolę z gąszczem krzyżujących się linek, na której królują pufy i kanapy. Poniżej znajdziemy kilka tradycyjnych stolików z fotelami, utrzymanych głównie w kolorystyce ciemnego drewna, szarości i turkusu.

Przy schodach na antresolę wzrok przyciąga mural przedstawiający kubek kawy z „bogatym życiem wewnętrznym”, a po przeciwległej stronie sali, tuż przy barze, na linach zwisają nietypowe lampki w kształcie małp. W opisie nie można pominąć lustrzanego sufitu, w którym odbijają się ronda złotych lamp o formie nawiązującej do kapeluszy. Wszystko to skojarzyło mi się z krainą rodem z Alicji w Krainie Czarów, która w Black Point Cafe, zamiast powiększającej babeczki, znajdzie baterię ciast od Słodko.

Bywalcy BPC w Leśnicy rozpoznają w tutejszym menu te same pozycje – flagowe Huge w cenie 15 zł za sztukę, listę kaw tradycyjnych i nie tylko (letnie menu uzupełnia tonic espresso) oraz orzeźwiające lemoniady. Nasz wybór padł na czekoladę na zimno, lemoniadę arbuzową, Huge’a w wersji malinowej i tartę mango.

Na początek warto powiedzieć sobie jasno – Huge to deser z nutą kawy, a nie kawa doprawiona słodkościami. Na jego widok można zachwycić się jak dziecko, a jedząc – zaspokoić chęć na cukier na długo. Zapaleni kawosze nie zachwycą się tą pozycją, ale Ci, którzy wolą mleko doprawione kawą, będą zadowoleni.

Arbuzowa lemoniada jest przepyszna – gęsta, zimna, słodka i orzeźwiająca. Na nasz stolik statecznie trafiły dwie porcje, bo w pierwszej zabrakło soku z cytryny, co w ogóle jej nie zaszkodziło. Ta pozbawiona cytrusowej nutki smakowała nam nawet bardziej.

Ciasta od Słodko są dobrze znane bywalcom wrocławskich kawiarni, więc o zachwyty na tym etapie trudno. Nie mniej tarta mango była wyjątkowo udana. Aksamitna, subtelnie słodka, świetna na lato. Czekolada na zimno niestety bardziej przypomina kakao, ale poza tym trudno się do czegoś przyczepić.

Black Point Cafe na Sądowej to bez dwóch zdań jedna z najciekawszych, jeśli nie najciekawsza kawiarnia we Wrocławiu. Każda wizyta gwarantuje zachwyt lub zaskoczenie – śmiało zafundujcie sobie tę przyjemność.

Black Point Cafe Sądowa
ul. Sądowa 3i5

Kasia

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również