Dzieje się!

Czerwcowe gotowanie na weganie

Gramy w zielone!

Jakkolwiek stołowanie się w knajpach w celach recenzyjnych uważam za bardzo przyjemne, na co dzień zdecydowanie więcej czasu spędzam we własnej kuchni. Osobisty repertuar kulinarny ma jednak ograniczenia i od czasu do czasu warto poszerzać horyzonty, co zrobiłam w ostatnią sobotę podczas warsztatów wegańskiego gotowania. Roślinna kuchnia to dla mnie swoista terra incognita, ponieważ z racji upodobań własnych i narzeczonego, mięso gości na naszym stole niemal codziennie, więc z tym większym entuzjazmem uczestniczyłam w tej kulinarnej lekcji. Warsztaty prowadziła ekspertka w temacie, czyli Magda – autorka bloga Hello Morning poświęconego kuchni roślinnej, a ich organizatorem było Centrum Inicjatyw Wszelakich Zakrzowska 29 na Psim Polu.

Gwoli formalności wspomnę tylko, że warsztaty były stricte wegańskie, a więc w żadnym z 6 dań przyrządzanych w jego ramach nie pojawiły się żadne produkty pochodzenia zwierzęcego. W tym wypadku najwyraźniej obowiązuje zasada „ograniczenia inspirują”, ponieważ Magda przygotowała dla nas naprawdę różnorodne propozycje bazujące na co najmniej kilkunastu różnych składnikach.

Arbuz + pomidory = pyszny chłodnik
Arbuz + pomidory = pyszny chłodnik

Grono uczestników na szczęście było kameralne, dzięki czemu siedem wygłodniałych dziewczyn świetnie odnalazło się w niewielkiej, przytulnej kuchni. Zanim zakasałyśmy rękawy, Magda sprzedała nam kilka kuchennych trików. Pierwszym z nich było ubijanie piany ze śmietanki kokosowej z dodatkiem śmietan-fixu, który najwyraźniej działa równie dobrze w przypadku produktów, które z mlekiem łączy tylko nazwa. Dobrym pomysłem na podkręcanie smaku dań roślinnych są również dodatki o wędzonym aromacie, takie jak wędzona papryka (świetna na przykład do marynowania tofu) oraz dym wędzarniczy, z którym trzeba obchodzić się z dużą ostrożnością. Mnie bardzo zaintrygowała wzmianka o czarnej soli, która nadaje daniom aromat jajek, dzięki czemu „tofurnica” i „ciecierzycnica” zyskują posmak klasycznej jajecznicy. Okazuje się więc, że roślinna kuchnia to do pewnego stopnia sztuka smakowej iluzji, będąca ukłonem w stronę mięsożernej części naszej natury.

Praca wre!
Praca wre!

Po krótkim wstępie czas na meritum, a więc gotowanie. W warsztatowym menu znalazły się polenta z suszonymi pomidorami i pietruszką, sos salsa verde, surówka z botwinki z pomarańczą i truskawkami, arbuzowe gazpacho z migdałami, kotleciki z bobu, wegańskie bezy, tofurniki z rabarbarowym kremem oraz koktajl z kawą i nasionami chia. Po podziale na dwuosobowe grupy mojej przypadł w udziale tofurnik, a więc spore wyzwanie, biorąc pod uwagę moje skromne doświadczenia z tym deserem.

Tofurniki w całej okazałości
Tofurniki w całej okazałości

Wcześniej jadłam go tylko raz i było to absolutnie najgorsze ciasto, jakie miałam okazję próbować. Połączenie tofu z kaszą manną jest chyba najgorszym z możliwych, a gdyby tego było mało, masa nie była nawet słodka. Mówiąc krótko: dno dna. W przepisie na tofurnik autorstwa Magdy na szczęście nie było kaszy manny, a słodycz gwarantowała hojna porcja syropu z agawy, co pozwoliło mi mieć nadzieję, że wyjdzie nam coś co najmniej zjadliwego. Rabarbarowy krem wyglądał smacznie już w przepisie, a dzięki połączeniu warzywa z mąką z kukurydzy i nerkowców nabrał przyjemnej, maślanej konsystencji. Jak się okazało, tofurnik Magdy w niczym nie przypominał tego, który miałam nieprzyjemność jeść – był puszysty, aksamitny, słodki i myślę, że bez większych problemów mógłby stanąć w szranki ze zwykłym sernikiem. Sekretem okazało się zakwaszenie tofu sokiem z cytryny, dzięki czemu nabrał przyjemnego smaku.

"Magiczne" bezy z ciecierzycy
„Magiczne” bezy z ciecierzycy

Powstawaniu innych dań mogłam się tylko przyglądać, ale sądząc po minach koleżanek, ich potrawy były równie proste i przyjemne w przygotowaniu. Potencjalnym wyjątkiem od reguły były wegańskie bezy, robione na bazie wody z ciecierzycy z puszki. Ubita i połączona z cukrem zamieniła się w słodkie, delikatne bezy, których smak, i piszę to z pełną świadomością fanki słodkości, w niczym nie ustępuje tym robionym na bazie białek.

U góry: „the making of” kotlecików z bobu, u dołu – gotowe kotleciki i polenta

Smakiem obroniły się również wytrawne propozycje, czyli kotleciki z bobu (pierwsza klasa!), polenta z sosem salsa verde i orzeźwiający chłodnik na bazie arbuza i pomidorów, a botwinka, truskawki i pomarańcza to strzał w dziesiątkę w kategorii letnich sałatek.

Botwinka z owocami: miks idealny
Botwinka z owocami: miks idealny

Warsztaty na pewno otworzyły mi głowę na nowe, kulinarne pomysły i uświadomiły, że na co dzień nie wykorzystujemy nawet ułamka potencjału roślin, których zwłaszcza w sezonie mamy pod dostatkiem. Możliwość spróbowania bezy na bazie ciecierzycy miała w sobie coś z kulinarnego objawienia, podobnie jak kwiaty rukoli, a demonizowane przez wielu tofu może być pyszne, jeśli przepis zostanie opracowany z głową. Od tej pory symbolem wegańskiej kuchni będzie dla mnie mikser, ponieważ większość dań przyrządzanych tego dnia wymagało użycia go na pewnym etapie. Magda była przemiłą i życzliwą prowadzącą, która z chęcią odpowiadała na pytania oraz dzieliła się swoim długoletnim doświadczeniem z laikami. Jestem pewna, że nie tylko mnie zaraziła sympatią do roślinnej kuchni.

Kasia

2 komentarze
  1. anteny gorzów 9 lat ago

    Cudowny post, humor i dystans! Plus ogolnie bardzo fajny blog 🙂 Gratuluje! 🙂

    Reply
  2. Olaf 9 lat ago

    Dobrze napisane:)

    Reply

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również