Recenzujemy

Jaffa Bar & Market: poczekajmy z aplauzem

Po mojej zeszłorocznej podróży do Izraela najżywsze pozostały dwa wspomnienia: zachwyt nad mieszanką kulturową i tamtejszą kuchnią. Pełną aromatów, przypraw, łaskawą dla wegetarian, obfitującą w dania warzywne, acz treściwe. Z tego też względu z wielką ekscytacją wyczekiwałam otwarcia Jaffa Bar & Market, wedle obietnic lokalu łączącego tętniący życiem Tel Awiw z przybliżeniem smaków kuchni izraelskiej. Czy to się udało?

Na początek słów kilka o wystroju i charakterze miejsca. Przechadzając się Placem Solnym nie sposób pominąć Jaffy – prowadzi do niej kolorowy neon rzucający się w oczy z najdalszych punktów Placu. Wnętrze przypomina mi atmosferę Tel Awiwu po zakończeniu szabatu. Zgiełk, głośna klubowa muzyka, kolory, słowem: radość i zabawa. Wszystko tu jest spójne, począwszy od ściennych malowideł, przez oświetlone słoje, aż po kalafiory prężące się dumnie tuż przy ladzie. Wyczuwalna tu jest luźna, niezobowiązująca atmosfera. Pod tym względem Tel Awiw przeniesiono do Wrocławia niemal z aptekarską dokładnością.

Menu nie jest zbyt obszerne, ale coś dla siebie znajdą tu zarówno mięsożercy, jarosze, jak i wegetarianie. Są więc talerze z shawarmą, hummusy w kilku odsłonach, pity, przystawki i szable mięsne oraz rybne. Dla spragnionych alkoholowych wrażeń są i koktajle o wdzięcznych nazwach typu „Morze Martwe” czy „Jerusalem”. Wszystko w umiarkowanych cenach, od 15 złotych za przystawki i hummusy do około 35 złotych za dania główne. My decydujemy się na hummus z falafelem (a ja nadal będę mówić falaflem!) w cenie 18 złotych, zestaw przystawek, czyli meze (30 złotych) oraz shawarmę z kurczaka (30 zł).

Trzeba przyznać, że wygłodniali będą zadowoleni. Na jedzenie czekałyśmy dosłownie kilka minut. Zaraz po tym otrzymałyśmy spory talerz hummusu z falaflami oraz osobną miseczkę z pitami i sosem. Porcja spora, nie traktowałabym jej wyłącznie w formie przystawki. Hummus niestety nie spełnił naszych oczekiwań. Co prawda miał przyjemną kremową konsystencję, ale doskwierał nam niedobór tahini, w miejsce której królowała cytrusowa kwasowość. Przyjemnie komponował się dodatek smacznej oliwy z oliwek, nic zarzucić nie można także pitom, które nieco przypominały swojskie bułki, ale ich odbiór był pozytywny. Oczko wyżej niż hummus otrzymują falafle: chrupiące z zewnątrz i miękkie w środku, choć ja preferuję te z dominującą nutą zataru, której tutaj zabrakło.

Duży przekrój smaków prezentuje talerz Meze. To porcja przynajmniej dla dwóch, jak nie trzech wygłodniałych gości. Znajdzie się tu kilka falafli, hummus, pieczony kalafior, chlebki pita, pieczony bakłażan, baba ghanoush czy tabbouleh. Smaczny jest bakłażan oraz wspomniane wcześniej falafle, hummus jest kremowy, ale wciąż brak mu tahini i wyrazistości. Baba ghanoush w smaku przyćmiona jest nieco przez czosnek, bakłażan gra tu niestety drugie skrzypce, co dla amatorów klasyki może być niewystarczające. Niewypałem jest kalafior: twardy, poddany zbyt słabej obróbce termicznej, pozbawiony soli oraz sałatka z dodatkiem rzodkiewki, która nie pasuje do całości. Plusem jest sos: jogurt z miętą jest doskonały do pity oraz falafli. Orzeźwieniem będzie również udany tabbouleh, a na przekąskę smaczne oliwki oraz kremowy ser labneh. Porcja jest warta swojej ceny i przy usunięciu pewnych niedociągnięć powinna być jednym z topowych dań Jaffy.

Na takie miano nie zasłużyła jednak shawarma z kurczaka, podana z frytkami i klasyczną pitą. Tutaj zdać się muszę na relację Kasi, w której opinii mięso było nazbyt tłuste, choć przyjemnie przypieczone. Nadmiarem okazuje się dodatek zarówno frytek, jak i pity: porcja jest zbyt duża, niemal nie do przejedzenia. Dziwi też obecność zwykłej sałaty w kawałkach z dressingiem w formie sałatki. Podobnie jak w Meze, także i tutaj dodatek dziwi i nie do końca pasuje do całości. Na plus po raz kolejny wypada sos: słodko-gorzki, sezamowy, doskonale kremowy.

Czy Jaffa nas oczarowała? W obecnym kształcie niekoniecznie, ale i mowy nie ma o wielkim rozczarowaniu. Tak jak bogactwo smaków i aromatów spotkanych w Izraelu pozostawiło mnie na długo sercem w Tel Awiwie, tak wizyta w Jaffie spotkała się raczej z bardziej neutralnym odbiorem. Życzę sobie i Jaffie, by niewielkie wpadki zanotowane w końcu w pierwszym dniu działalności dały impuls do pozytywnych zmian. Wrócę niebawem i oby temperatura emocji znacząco wzrosła.

Jaffa Bar & Market

Plac Solny 14

Aga

1 Komentarz
  1. Rimma Kaul 5 lat ago

    Dzien dobry z Izraela.
    Cieszy mnie,ze jeszcze ktos upiera sie przy falaflu a nie falafelu.Przeciez nikt nie powie np „kufela”,prawda?
    A co do cech pewnych potraw-bywaja one przeciez tluste ale rownowazone jarzynami.A zreszta przeciez dopiero otworzyli-jeszcze sie doszlifuja!
    Juz sie nie moge doczekac wizyty we Wroclawiu,mimo,ze raczej naturalna koleja rzeczy-pojde na botwinke czy pierogi!

    Reply

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również