Dzieje się! ,  Recenzujemy

Kawa Festival Wrocław

Wrocławscy kawosze, łączcie się!

Aga

Początek czerwca to wrocławskie święto miłośników kawy – między 1 a 7 czerwca w 25 kawiarniach odbędzie się pierwsza edycja KAWA Festival Wrocław. Jego motywem przewodnim jest latte, a zasady zakładają, że z tej okazji każdy lokal przygotowuje specjalny zestaw składający się z autorskiej, mlecznej kawy i deseru w cenie 10 złotych lub osobno w cenie 6 zł za kawę i 7 zł za deser.

Wiadomość o tym, że pierwsza edycja kawowego festiwalu odbędzie się już w pierwszy tydzień czerwca, przyjęłam z szybszym biciem serca i zapobiegawczo zaczęłam łykać zdwojoną dawkę magnezu. Co jak co, ale kawa w ponad 20 odsłonach to niezłe wyzwanie nawet dla takiego kawosza jak ja.

Miałyśmy niewątpliwą przyjemność przetestowania czterech kawowych duetów jeszcze przed startem festiwalu, co, mamy nadzieję, ułatwi Wam wybór. 25 degustacji w 7 dni to opcja dla kawowych maratończyków, choć (tu wypowiadam się bez akceptacji Kasi), nie ma rzeczy niemożliwych 😉
Odchodząc na chwilę od przyjętego formatu, opinie tym razem są wspólne. Ja odpowiadam za kawowy insight, Kasia natomiast uważniej smakowała desery.

Machina Organika

Klimatyczny lokal przy ulicy Ruskiej jest jednym z nielicznych we Wrocławiu serwujących stricte wegańską, a więc całkowicie roślinną kuchnię, której zasadom podporządkowano również festiwalowe menu. W Machinie zaserwowano nam latte z kostkami lodu i mlekiem ryżowo-kokosowym oraz piętrowy witariański deser na spodzie z wiórków kokosowych, orzechów i kaszy gryczanej z „karmelem” z daktyli, bananami, pianą kokosową i czekoladową posypką.

machina-deser-kawa

W mrożonym latte pierwsze skrzypce grało roślinne mleko, które zdecydowanie dominowało nad kawą. Kokosowa nuta sprawiła jednak, że napój był bardzo orzeźwiający i świetnie wpisał się w letni klimat. By całość zadowoliła kawoszy, należałoby zmienić proporcje napoju, bo w takiej wersji bliżej było mu do shake’a.

Z napojem dobrze komponował się deser, który, przyznajemy zgodnie, był najlepszym spośród wszystkich, które jadłyśmy, choć nie zawierał nawet grama mąki czy dodatkowego cukru. Lekko chrupiący, orzechowy spód świetnie współgrał ze słodyczą daktyli i dojrzałych bananów, a kokosowa piana z czekoladą dopełniły dzieła. Zaznaczamy jednak, że na festiwalowe menu do Machiny warto wybrać się z pustym żołądkiem, bo deser jest bardzo sycący.

machina-deser-ostateczna

CIŻ

Kolejnym przystankiem była kawiarnia przy Centrum Informacji Żydowskiej na ulicy Włodkowica. Tu dla odmiany menu okazało się być rygorystycznie koszerne, a więc przygotowane zgodnie z zasadami ortodoksyjnej kuchni żydowskiej. Jej zawiłości przy okazji serwowania kawy i deseru tłumaczył nam prowadzący kawiarnię Przemek, który z miejsca kupił nas swoją życzliwością i wiedzą.

W festiwalowym menu CIŻ-u znalazło się latte z syropem korzennym i chałwą oraz muffin w preferowanym smaku (my miałyśmy do wyboru babeczkę truskawkową, jagodową i czekoladową). Do naszej kawy chałwę podano w dobrze znanej formie słodkich okruchów, ale w trakcie trwania festiwalu zastąpi ją typowo izraelski odpowiednik w postaci delikatnego włosia.

Kawa dzięki chałwie i syropowi korzennemu była słodka, ale dobrze zbilansowana – słodycz nie przykryła kawowej nuty. Chałwowe latte przypadnie do gustu kawoszom, którzy lubią słodkie, ale klasyczne wersje napoju.

ciz-latte

W przypadku muffinów (truskawkowego i jagodowego) przydała się wiedza o koszerności, ponieważ krem bazował na serku mascarpone oraz agarze, czyli roślinnym odpowiedniku żelatyny, nieakceptowanej w żydowskiej kuchni. Abstrahując od dodatków, to ciasto grało w tym deserze pierwsze skrzypce. Puszyste, słodkie, lekko wilgotne i intensywnie owocowe, bo truskawki i jagody znalazły się nie tylko w kremie, ale również w masie.

ciz-muffiny

ARomaTy

Drugi dzień degustacji rozpoczęłyśmy w ARomaTach na placu Staszica, czyli jednym z nielicznych festiwalowych lokali spoza ścisłego centrum. Na miejsce trafiłyśmy tuż przed zamkniętym wernisażem, więc musiałyśmy uwinąć się szybko, zwłaszcza, że t-shirt Kasi przedstawiający pizzę i kota niespecjalnie współgrał z klimatem wystawy.

Festiwalowe menu w ARomaTach to opcja najbardziej domowa i tradycyjna, w jak najlepszym tych słów znaczeniu. Ciasto z rabarbarem i kleksem bitej śmietany wzbudziło w Kasi wspomnienie ulubionego maminego deseru, przygotowywanego na bazie jabłek. Warstwa owoców znalazła się w nim między półkruchym spodem i przypieczoną z wierzchu warstwą piany z białek.

aromaty-rabarbar

Ciastu towarzyszyło miętowe latte serwowane nie ze smakowym syropem, ale drobno posiekanymi liśćmi mięty wrzuconymi do szklanki. Piankę ozdabiały cienkie płatki gorzkiej czekolady, które rozpływały się w ustach razem z mlekiem. Ta propozycja to zdecydowany strzał w dziesiątkę – mięta idealnie podkreślała smak kawy, która mimo obecności dużej ilości mleka, miała przepiękny aromat i posmak ziaren dobrej jakości. Faworyt wśród wszystkich przetestowanych kaw.

aromaty-kawa-ostateczne

Czajownia

Co robi Czajownia, serwująca wyłącznie herbatę, na Festiwalu Kawy? Postanowiłyśmy to sprawdzić . Tym razem to Aga, która za herbatą nie przepada, musiała zacisnąć zęby, ale biorąc pod uwagę, że ofiarnie wypiłam z nią już trzy kawy (których zasadniczo nie lubię), nie miała argumentów.

Idea picia herbaty z mlekiem nie jest nowa ani specjalnie odkrywcza, w końcu Brytyjczycy robią to na co dzień, a jedna z kawowych sieciówek długo miała w ofercie chai latte na bazie zielonej herbaty. Bazą latte z Czajowni była matcha, sproszkowana, zielona herbata stosowana w rozmaitych celach kulinarnych, połączona ze spienionym mlekiem. Napój to zdecydowanie propozycja dla herbacianych koneserów, bo miks jest bardzo nietypowy. Matcha nadała słodkiej, ciepłej piance specyficzny, sienny posmak mleka prosto od krowy, w którym można odnaleźć również nuty gotowanego szpinaku. Gdy napój przestygł, sienne nuty stały się bardziej subtelne, z korzyścią dla smaku herbacianego latte, które, jak sądzimy, wypadłoby lepiej w formie mrożonej.

czajownia-latte
Na plus menu Czajowni na pewno zapisać można konsekwencję. Do latte podano herbaciany odpowiednik pralinek Rafaello, czyli intensywnie zielone kulki z matchy i wiórków kokosowych z migdałem w środku. Słodki i lekki deser wyglądał prześlicznie i równie dobrze smakował, zwłaszcza w połączeniu z zielonym latte na tej samej bazie. W naszym rankingu „praliny” z Czajowni nie przebiły deseru z Machiny Organiki, ale zdecydowanie wygrały w kategorii pozytywnych, smakowych zaskoczeń.

czajownia-matcha

Aga

KAWA Festival Wrocław to wydarzenie, z którym wiążę wielkie nadzieje. Mnogość lokali, inwencja w zakresie tworzenia menu i przystępne ceny to atuty, które powinny stać się przepustką do serc wrocławskich kawoszy. Każde z odwiedzonych przez nas miejsc może zaoferować swoim gościom inne doznania, z kawowo-słodkim motywem w tle. Z chęcią spróbuję kawy w innych lokalach, a Kasia na pewno skusi się przynajmniej na deser, bo słodkosci są równie mocną stroną imprezy. A biorąc pod uwagę , że festiwal rozpoczyna się 1 czerwca, dla wielu może stać się tygodniową celebracją dnia dziecka w wersji dla dorosłych.

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również