Recenzujemy

Modra Odra: rejs z dreszczykiem

A miało być tak pięknie…

Z recenzowaniem restauracji jest trochę jak z randkami w dobie internetu. Rzadko po prostu trafiasz na „tego jedynego” przechadzając się po mieście. Znacznie częściej ktoś wpada ci w oko w sieci (lub słynnej aplikacji na „T”), sprawdzasz jego profil, zamienisz kilka słów i jeśli widoki są dobre, dochodzi do spotkania. Passa w gastro-randkowaniu zazwyczaj nam dopisuje, więc zgrzyty bolą. Zwłaszcza gdy miejsce, które zawodzi, to restauracyjny odpowiednik George’a Clooneya – z pozoru pełen uroku, świetnie się prezentujący i z poczuciem humoru. Szkoda tylko, że traci przy bliższym poznaniu.

Modra Odra wypłynęła w sieci i bez większego szumu otwarła podwoje na ulicy Odrzańskiej. Adres, bliskość rzeki i polski charakter karty zadecydowały o chwytliwej nazwie restauracji, za którą stoi grupa przyjaciół. Zdawkowe informacje dawały obraz miejsca ze sporym potencjałem, który postanowiłam sprawdzić w weekend otwarcia.

Z informacji w sieci można było wywnioskować, że Modra Odra to lokal dzielący półkę z Dinette i Menu Motto. Rzut oka na wnętrze tylko to potwierdził. Piękne, stylowe, dopracowane w każdym calu, ale równocześnie lekko nonszalanckie i tchnące świeżość w najpopularniejsze obecnie trendy. Nowojorski sznyt – pomyślałam wchodząc do środka z nadzieją, że zachwyt nad tym, co widzę, przełoży się na zawartość talerzy.


Niestety było inaczej, i piszę to ze szczerą przykrością. Clooney okazał się lekko pretensjonalnym nudziarzem, braki w osobowości zasłaniającym pięknym uśmiechem i garniturem od Armaniego. Mój sandacz na ziemniaczanym puree z borowikami i szpinakiem był poprawny, ale do bólu banalny. W pamięci za to na długo zostanie mi imponujący stos szpinaku i „glutowate”połówki borowików.

Na solidność porcji nie mógł za to liczyć Wojtek, który zamówił cielęcego sznycla z kurkami, fasolką szparagową i ziemniakami. Kotlet cienki jak naleśnik znalazł się pod stosem grzybów wyjętych z zalewy octowej, które skutecznie stłumiły smak mięsa. Jakby tego było mało, ziemniaki były lekko niedogotowane.

Całe szczęście, po daniach głównych zdecydowaliśmy się na deser rekomendowany przez kelnerkę, czyli pieczony sernik z koziego sera. Był po prostu fenomenalny – puszyty, delikatny jak chmurka, idealnie słodki i przepysznie sparowany z orzechowym kremem i owocowymi akcentami. Niepozorny na pierwszy rzut oka kawałek ciasta był deserowym objawieniem i, mam nadzieję, dowodem na to, że Modra Odra naprawdę ma potencjał.

W tym momencie możecie powiedzieć: dobra, może ze sznyclem rzeczywiście wtopa,  ale w końcu zachwycasz się sernikiem, a co do ryby szukasz dziury w całym, w końcu nie każde danie musi być kulinarnym objawieniem. To prawda, ale nie wtedy, gdy to niezbyt imponujące danie kosztuje 55 złotych (sandacz), a ewidentnie nieudane – złotych 58 (sznycel). I na taki wydatek musicie się nastawić, ponieważ ceny dań głównych w zasadzie nie schodzą poniżej 50 złotych, a za przystawki zapłacicie co najmniej połowę z tego. W tym wypadku oczekiwania są wprost proporcjonalne do cen i  nie zostały spełnione. Powiem więcej – dosłownie po sąsiedzku znajdziecie restaurację Malarska 25 z bardzo podobną kuchnią, gdzie ceny są o około 30 proc. niższe, a poziom dań bezsprzecznie wyższy.

W cenowej średniej plasują się desery, kosztujące około 20 złotych i sądząc po serniku, warte każdej wydanej złotówki. W  tym wypadku o wydawaniu nie było mowy, ponieważ w ramach rekompensaty za zawód przy daniach głównych, sernika nie doliczono nam do rachunku. I za taką postawę należą się najwyższe pochwały. Kieruję je także w stronę naprawdę profesjonalnej obsługi i menadżera, który chętnie zamienił z nami kilka słów o lokalu i przy okazji poczęstował domowymi nalewkami. Modra Odra miała się wyróżniać autorskimi alkoholami i są na to spore szanse. Zarówno w wersji a’la Bailey’s z mleczną pianką, jak i bardziej odświeżającej „szarlotki” na bazie jabłek i rumu.

W tym momencie cieszę się, że nie przyznajemy restauracjom not czy gwiazdek, bo wystawienie jednoznacznej oceny jest bardzo trudne. Z jednej strony mam uwagi do dań, ale też sporo nadziei, że kuchnia po weekendowym chrzcie bojowym weźmie je do serca i poprawi to, co nie zagrało. Z drugiej jest fenomenalny deser i przepiękny lokal z naprawdę fajnym klimatem i świetną obsługą, do którego z największą przyjemnością wybrałabym się na drinka z przyjaciółką. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachęcić Was do odwiedzenia restauracji Modra Odra i wydania oceny samodzielnie. Ja na pewno wrócę do niej z nadzieją, że ten obiad to wyłącznie złe dobrego początki.

Modra Odra
ul. Odrzańska 24
facebook.com/odramodra

Kasia

1 Komentarz
  1. Paulina Garnicka 7 lat ago

    Pięknie to wygląda i na pewno tak samo smakuje. A kilka rozwiązań i tak udało mi się podpatrzeć, za co zresztą serdecznie dziękuję 🙂

    Reply

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również