Dzieje się! ,  Recenzujemy

My Corner: takie niespodzianki uwielbiam

Ciąg dalszy wspomnień z Wrocław Restaurant Week.

Alyki zawiesiło poprzeczkę wysoko, ale kucharze z My Corner z gracją ją przeskoczyli. Restauracja w hotelu Scandic trafiła na krótką listę moich kulinarnych faworytów, co cieszy tym bardziej, że przed kolacją nie wiedziałam o niej kompletnie nic.

Na dobry początek

Festiwalowe menu formalnie składa się z trzech dań, ale w My Corner, w zależności od klasyfikacji, doliczyłam się czterech lub sześciu. Przed przystawką na stole pojawił się „polski” starter składający się z chleba, gruboziarnistej soli i olejów z rzepaku i słonecznika. Przepyszne, jasne, lekko słodkie pieczywo było wypiekane na miejscu, a bardzo aromatyczne oleje pochodziły z dolnośląskich tłoczni.

mycorner-starter-wroclawrestaurantweek

Jesienne trio

Jak się okazało, świetna przekąska była preludium jeszcze lepszej kolacji, którą rozpoczęła zupa, a konkretnie zestaw trzech kremów – z dyni z kiełbasą kresową, z topinamburu z chipsem z jarmużu oraz z pieczonych buraczków zwieńczonych chrzanową pianką. Warzywne kremy trudno uznać za odkrywczą propozycję, ale miały jedną, wyróżniającą je zaletę. Zupy tego typu często bywają ciężkie i gęste, jednak te charakteryzowały się bardzo lekką konsystencją przypominającą płynny mus lub kremową pianę. Drobna zmiana, z mojej perspektywy, miała ogromne znaczenie dla smaku. Chyba najmilszym zaskoczeniem był buraczkowy krem, słodkawy i subtelnie podkręcony chrzanem.

mycorner-zupy-wroclawrestaurantweek

Dzik oswojony

W daniu głównym królowała polędwica z dzika w towarzystwie puree z pasternaku, konfitowanej marchewki, musu z czerwonej kapusty oraz sosu z miodu lipowego. Moje doświadczenia z dziczyzną są nader skromne, a szkoda, bo wyraziste w smaku, podkręcone przyprawami mięso wyjątkowo przypadło mi do gustu. Polędwica mogłaby jednak spędzić nieco mniej czasu w cieple, bo była bardzo mocno wysmażona. Moja porcja wspomnianej granicy nie przekroczyła i pozostała jędrna, różowa oraz soczysta, ale mięso Wojtka było lekko przesuszone. Smaczne dodatki dobrze zgrały się z dziczyzną, choć do pełnej satysfakcji brakowało mi odrobiny więcej wyjątkowo pysznego puree z pasternaku.

mycorner-dzik-wroclawrestaurantweek

Król deserów

Gwiazdą wieczoru okazał się deser, o którym Wojtek, zazwyczaj umiarkowanie entuzjastyczny wobec słodkości, powiedział (i kazał przekazać) „moje kubki smakowe doznały orgazmu”. Ostatnim daniem było śliwkowe tiramisu, z owocami w zastępstwie biszkoptów i kremową czapą, ozdobioną paskami gorzkiej, kawowej galaretki, mającej przełamać słodkość. Niepozornie wyglądająca „kostka” okazała się absolutnie przepyszna, a sos zabajone, z którym ją podano, mogłabym jeść łyżkami. Jako miłośniczka słodkości mówię z pełnym przekonaniem – w My Corner zjadłam jeden z najlepszych deserów w moim życiu. Dobrze zbalansowany, zaskakujący smakiem i przyrządzony ze składników najwyższej jakości. Po prostu czapki z głów.

mycorner-deser-wroclawrestaurantweek

Na koniec dodam, że świetne jedzenie współgrało z przyjemnym otoczeniem i obsługą. Nowocześnie i świeżo urządzone wnętrze, mili i znający kartę kelnerzy i kelnerki oraz niezobowiązująca atmosfera to wzorcowy przepis na restaurację, do której po prostu chce się wracać. Co z pewnością zrobię.

Kasia

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również