Recenzujemy

Niedobrze, Nadodrze…

Solidna porcja rozczarowania na wrocławskim Nadodrzu

W zasadzie od chwili jego powstania, o Nadodrze Cafe Resto Bar słyszałyśmy wyłącznie superlatywy. Smacznie, oryginalnie, nowocześnie, do tego świetny wystrój i ogromna popularność wbrew nieoczywistej lokalizacji. Słowem – rewelacja. Gdy więc pewnego grudniowego wieczoru znalazłyśmy się w okolicy, nie miałyśmy wątpliwości, że kolacja w tym miejscu będzie świetnym zakończeniem wieczoru. O my naiwne…

nadodrze-karta-2

Mówi się, że dobry PR to połowa sukcesu, a zachwyconych rzeczników Nadodrza nie brakowało, więc co mogło pójść nie tak? Pod względem wystroju miejsce zasługuje na najwyższe noty – modnie minimalistyczne, ale bez sztampy spod znaku bieli i palet, dyskretnie rustykalne dzięki wszechobecnemu drewnu, a do tego wyjątkowo przytulne z nutą elegancji. Restauracja dobra na randkę, rodzinny obiad i wieczorne piwo. Karta jest krótka, ale nieco chaotyczna, z kategorii „dla każdego coś miłego”, a więc trochę Włoch (pizza, pasta gnocchi), szczypta Ameryki (burgery), a do tego oferta śniadaniowa w wersji międzynarodowej. Takie menu z marszu budzi nieufność, bo trudno specjalizować się w każdej dziedzinie, ale skoro wszyscy chwalą…

nadodrze-wnetrza-2

Schody zaczęły się już od przystawki, czyli zestawu past, który w optymistycznych założeniach kucharza miał składać się z guacamole, hummusu i pasty bakłażanowej. Choć zamawiając wyraźnie poprosiłyśmy o hummus, na nasz stół trafiły dwie pasty z bakłażana i jedno guacamole, oczywiście bez żadnego komentarza ze strony kelnera. Gdy zorientowałyśmy się, że hummusu brak, przyparty do muru przyznał, że się skończył… ale w razie czego następnym razem dostaniemy dwa. Uroczo. Biorąc pod uwagę, że pasta bakłażanowa była nijaka, a guacamole smakowało jak rozwodnione awokado ze szczyptą soli, tęsknota za hummusem szybko nam przeszła.

pasty

Falstarty się zdarzają, w końcu to dania główne decydują o ostatecznym wrażeniu – łudziłyśmy się. Clou kolacji miała być pizza, polecany grecki burger i gnocchi z groszkiem. Pizza miała sprawdzić, czy kuchnia jest tak interdyscyplinarna, jak wynika z karty. Otóż nie jest – najsłabszym jej aspektem było ciasto, płaskie jak podpłomyk i do tego solidnie przypalone. I co z tego, że dodatki do pizzy były całkiem nieźle skomponowane? Ciasto, które praktycznie kruszyło się w palcach było nie tylko niedopracowane, ale zwyczajnie niesmaczne. W tej cenie mogłybyśmy zjeść coś „na wypasie” w Piecu na Szewskiej, czy Happy Little Truck. „Nadodrze to nie pizzeria” – zaprotestują niektórzy. Zasada jest jednak prosta – nie masz pojęcia o pizzy, nie serwuj jej swoim klientom.

pizza-2

Gnocchi z groszkiem okazało się być stertą groszku, w której znalazło się około ośmiu ziemniaczanych kluseczek tylko symbolicznie doprawionych parmezanem i masłem. W takiej sytuacji opcje są dwie – kuchnia oszczędza albo na jakości, albo na ilości sera i trudno stwierdzić, co jest gorsze.

gnocchi

Burger był najmocniejszym punktem kolacji, szkoda tylko, że w smaku i fakturze najbardziej przypominał tatara. Pytanie o stopień wysmażenia nie padło, nie było też sugestii, ale burger okazał się niemal surowy, w zasadzie tylko muśnięty kratką grilla. Jakość mięsa była bez zarzutu i nie szczędzono przypraw, ale surowizna psuła efekt. Burgerowi towarzyszyła świetna tapenada z czarnych oliwek, warzywa i ser feta, do tego smaczne frytki oraz domowe sosy, które również trzeba pochwalić. Do dania zaserwowano sałatkę colesław – konkretnie jedną łyżkę.

burger-2

Kolejnym „smaczkiem” była obsługa, ewidentnie bardzo z siebie zadowolona i wyluzowana, bo gdy do kuchni trafił niedojedzony burger ze stołu obok, kelner rzucił żartobliwie, że kucharz może sobie przełożyć mięso do innej kanapki. Naprawdę, boki zrywać. Może jeszcze zlewki sosu do zupy? Albo pizza z resztkami z sałatki? I choć nie narzekamy na brak poczucia humoru, to w tym przypadku żarciki okazały się gwoździem do trumny.

Nieczęsto zdarza nam się krytykować restaurację jako całość, pozostawiając jedynie niewielką dozę przychylności dla wystroju. Jakkolwiek trywialnie to nie zabrzmi – designem najeść się nie da, a więc Nadodrze Cafe Resto Bar radzimy omijać szerokim łukiem.

5 komentarzy
  1. Bini 8 lat ago

    uuu, ostro!
    Ale lubię takie recenzje! Nie jestem fanem kiepskiej kuchni, ale rzetelnych opisów 🙂

    Gratki Dziewczyny i czekam na kolejne wpisy,
    bo pewnie wiosną zawitam we Wrocławiu i pewnie dobór knajpek wyłonię na podstawie Waszego bloga.

    Reply
    • admin 8 lat ago

      Chętnie Cię oprowadzę tu i tam 🙂

      Reply
  2. Wera 8 lat ago

    Moja pierwsza wizyta i zamówienia to dorada – trochę mdła, w sumie nijaka, hamburger – przyzwoity, pizza margarita ok. Za drugim razem już nie było tak miło. Mój burger był na spalonej bułce, mąż dostał spalone mięso, a dziecko czekało jeszcze dobre 15 min na swoją pizzę, która zamiast sosu pomidorowego była chyba z domieszką przyprawy gyros (kucharz z lekceważeniem stwierdził, że ZAWSZE jest taki sos) – pizza została nietknięta, burgery w połowie. Kolejna wizyta to fatalne risotto, które wróciło do obrażonego kucharza. byłam tam jeszcze dwa razy, w zeszłym tyg po raz ostatni. Zaczęli się „sadzić”, ceny nie współgrają z wielkościami porcji, chcieliby być restauracją, a to przecież najzwyklejsze bistro. Obsługa, w większości, katastrofa. Szkoda, piwo mają dobre 🙂

    Reply
    • admin 8 lat ago

      Ostatnie zdanie to doskonałe podsumowanie całej knajpy 😉 Kolejnym razem tylko piwo!

      Reply
  3. Małgorzata 5 lat ago

    O, recenzja prawdziwa! Pasty jadłam również: o-krop-ne! A teraz clue: kolega z Pragi przyjechał, mąż (zapomniałam uprzedzić, poza tym knajpa pod domem) go tam zabrał na piwo, upalny dzień był, a piwo ciepłe podano. Na uwagę, że ciepłe, kelner(ka) zaproponował(a), że do lodówki wsadzi, tylko niech poczekają, aż się schłodzi…

    Reply

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również