Recenzujemy

pan.pot: azjatyckie DIY

Co wrzucisz do swojej miski?

Ogromna lodówka podzielona na równe rządki przegródek ze skrzętnie posortowanymi składnikami – takiej skrupulatności nie powstydziłaby się autorka „Magii Sprzątania” Marie Kondo. Pochodząca z Japonii autorka światowego bestsellera uczy, jak zorganizować życiowy nieład, a twórcy knajpki pan.pot proponują odwrotny kierunek. Każdy klient, składnik po składniku, może stworzyć własny, kulinarny misz-masz w azjatyckim stylu.

Pan.pot to młodszy krewniak lokalu pan.puh, znanego, przynajmniej z widzenia każdemu, kto kiedykolwiek odwiedził zlot foodtrucków. Jeśli na takiej imprezie natkniecie się na wijącą się na kilkanaście metrów kolejkę jest spora szansa, że na jej początku znajduje się truck z azjatyckimi pierożkami i bułkami przygotowywanymi na parze. W nowym lokalu pierożki są jedynie dodatkiem do dań podstawowych, czyli zup tworzonych na bazie składników, które każdy dobiera samodzielnie.

Wchodząc do niewielkiej knajpki przy ulicy Nożowniczej najpierw bierzemy metalową miskę i szczypce, a następnie przechodzimy do wypełnionej po brzegi lodówki. Każdy może wyładować miskę ulubionymi składnikami, stanowiącymi bazę azjatyckiej zupy.

Nie pytajcie, co znajduje się w lodówce, bo łatwiej opowiedzieć, czego tam nie ma. Na oko chłodziarka mieści około 50 przegródek ze wszystkim od marynowanej wołowiny, surimi czy krewetek przez około 10 rodzajów makaronu po dwa rządki warzyw, w tym kapustę pak choi, młode fasolki sojowe, plastry korzenia lotosu, rozmaite kiełki czy bardziej swojskie pomidorki i marynowane kolby kukurydzy. Roślinożercy znajdą tu także tofu i inne mięsne zamienniki, a całość można doprawić przyprawami znajdującymi się na stoliku obok lodówki. Liczba opcji, spośród których wybieramy, może wydawać się przytłaczająca, ale też ekscytująca – czułam się trochę jak dziecko w sklepie z zabawkami. W naszym bulionie znalazły się kiełki fasoli mung, fasolki sojowe, duże liście pak choi (są też mniejsze, znacznie wygodniejsze w jedzeniu, jak okazało się później), mięsne pulpety, marynowana wołowina, owoce morza przypominające kalmary, których nazwy nie pomnę, korzeń lotosu oraz wstążki makaronu ryżowego.

Miskę ze składnikami zanosimy do kasy do zważenia, a następnie wybieramy bulion. Pan.pot oferuje nam trzy: najbardziej delikatny chiński, japoński na bazie rybnej oraz tajski z mlekiem kokosowym i curry. W każdym przypadku można także określić stopień ostrości. Ile to kosztuje? Składniki wywaru są wyceniane na podstawie wagi, 50 zł za kilogram, z kolei bulion to koszt dwóch złotych. W naszej misie znalazło się około 260 g składników, które kosztowały 13 zł 10 groszy oraz japoński bulion o najniższym stopniu ostrości. Do zamówienia dołożyliśmy też pierożki z grzybami (10 zł) oraz dwie porcje napoju aloesowego za 6 zł każda.

Po niedługiej chwili (nie więcej niż 20 minut), mogliśmy odebrać zupę. Japoński bulion urozmaicony ziarnami sezamu to klasa sama w sobie – zdecydowany w smaku, esencjonalny, gęsty i pikantny na tyle, by ostrość była wyraźna, ale nie przytłaczała całości. W tle pobrzmiewała charakterystyczna, melasowa słodkość azjatyckich mieszanek podbita wyraźnie słonymi akcentami – sam bulion, nawet bez dodatków, byłby gwiazdą tego talerza. Choć składniki dobieraliśmy poniekąd na ślepo, nie znając rodzajów bulionu, całość zagrała wyjątkowo dobrze. Bogactwo smaków wywaru sprawia, że każdy składnik dobrze się w nim odnajdzie. Do jedzenia warto zabrać łyżkę i pałeczki, które przydadzą się do wyławiania makaronu, kawałków mięsa czy dużych liści.

Odwiedzając pan.pot po raz pierwszy radzę nie szaleć z liczbą składników – we dwójkę z Wojtkiem bez problemu najedliśmy się jedną miską wywaru i porcją pierożków. One same, robione na wzór japońskich gyoz, są przede wszystkim subtelne w smaku i serwowane z obowiązkowym dodatkiem sosu sojowego. Ciasto jest mięciutkie, ale przed włożeniem kęsa do ust radzę chwilę odczekać, żeby nie oparzyć się gorącym farszem. Z całością świetnie współgrała słodka, aloesowa lemoniada. Alternatywą są rozmaite napoje na bazie azjatyckich syropów owocowych.

Na koniec słów kilka o samym lokalu, skromnym, ale klimatycznym, z niewielkimi, ciasno ustawionymi stolikami i otwartą kuchnią, w której powstają smakowite buliony. Wystrój i lecące z głośników azjatyckie przeboje przywodzą na myśl niewielkie knajpki w zakamarkach Tokio (przynajmniej, jeśli wierzyć filmom), gdzie wpada się na szybki posiłek i czym prędzej zwalnia miejsce dla kolejnych gości. A ci lokalik na Nożowniczej okupują przez cały czas.

Jeśli lubicie azjatycką kuchnię, koniecznie odwiedźcie pan.pot, a jeżeli, jak ja, dopiero zaznajamiacie się z jej bogactwem, sprawdźcie go tym bardziej. Niskie ceny, świeże składniki i ogrom smakowych możliwości to główne zalety tego lokalu. Największą natomiast jest możliwość personalizacji, dzięki czemu każde tanie, które tu zjemy, będzie inne.

pan.pot
ul.Nożownicza 8
Pn-Ndz, 12:00-20:00
https://www.facebook.com/panpotwroc/>

Kasia

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również