Recenzujemy

Poznań Hygge: spokojna oaza na Łazarzu

Poznańskie smaczki kulinarne

Jako rodowita Wielkopolanka, z założenia Poznań powinnam mieć w małym palcu. Tymczasem jak dotąd omijałam go szerokim łukiem, a okazja do częstszych odwiedzin nadarzyła się dopiero wtedy, gdy w stolicy Wielkopolski zamieszkała moja siostra. Ostatnią wizytę połączyłyśmy wraz z Kasią i Magdą Z widelcem po Wrocławiu z odkrywaniem tutejszych smaków. Padło na Hygge mieszczące się na poznańskim Łazarzu.


Hygge to niepozorny lokal schowany wśród kamienic. Wewnątrz panuje prosty wystrój, bliski skandynawskim klimatom, daleki jednak od sztampy rodem z Ikei. Minimalizm pozwala odpocząć i skupić się tutaj na tym, co najważniejsze, czyli gastronomii. Niezbyt obszerna karta daje możliwość także kulinarnie cieszyć się minimalistycznym podejściem.

Jako że na zewnątrz skwar, z ochotą raczymy się zimnymi napojami. Modny ostatnimi czasy Espresso Tonic (11 zł) smakował tak jak powinien – słodko-cierpko z intensywną nutą gorzkiej, aromatycznej kawy. Tym, którzy wolą raczyć się napojami bez kofeiny polecamy lemoniady, zwłaszcza w wersji z rabarbarem. Słodko-kwaśny trunek z łatwością ugasi pragnienie nawet w najcieplejsze dni, a litr lemoniady kosztuje 15 złotych.


Leniwe popołudnie miałyśmy jednak spędzić przy obiedzie. Zamawiamy więc spaghetti z kremowym sosem z suszonymi pomidorami, kalafiorem i orzechami ziemnymi (23 zł), kluski śląskie ze szpinakiem, kaparami i wędzoną makrelą (25 zł) oraz dorsza z masłem estragonowym na zielonych szparagach z kopytkami (29 zł). Ja, jako absolutna psychofanka masła orzechowego, decyduję się na grillowane szaszłyki z piersi z kurczaka z w marynacie z masła orzechowego, chilli i miodu, podawane z karmelizowaną marchewką i pieczonymi ziemniakami (28 zł).

Najjaśniejszym punktem naszych kulinarnych doświadczeń w Hygge był makaron i orzechowe szaszłyki. Makaron, o konsystencji domowego, doskonale podkreślały aromatyczne pomidory, tylko z pozoru neutralny kalafior oraz chrupiące orzeszki. Całość sklejał kremowy, poprawnie doprawiony sos. W szaszłykach natomiast dominowała orzechowa nuta, zgrabnie łącząca się z mięsem, które na szczęście nie zostało wysuszone. Bardzo pasował do tego zestawu ziemniak oraz słodkawa marchewka z dodatkiem chilli. Polecam tym, którzy lubią zabawę konwencją w obrębie znanych sobie składników.

Nieco słabsze, ale wciąż na wysokim poziomie były pozostałe dwa dania. Miękkie kluski śląskie przyrządzono poprawnie, ale efekt psuł fakt, że zamiast otulone sosem szpinakowym, pływały w zrobionej z niego zupie. W efekcie szpinak skutecznie zagłuszył smak makreli, dając tylko niewielkie pole do popisu kaparom. Kierunek jest dobry, ale proporcje do poprawki – mniej szpinaku, więcej makreli i kaparów.

Dorsz natomiast, choć smaczny i odpowiednio doprawiony, chwilkę za długo poddany był obróbce termicznej. Plusem potrawy są mocno ziemniaczane kopytka (w końcu Poznań ziemniakiem stoi!) podkreślone masłem estragonowym oraz odpowiedniej twardości, nie zanadto rozgotowane szparagi.

Zwieńczeniem naszej uczty musiały być oczywiście desery. Te codziennie serwowane są w innej odsłonie, w cenie od 10 złotych wzwyż. Po niezwykle udanych szaszłykach zaserwowano mi tort bezowy z kremem orzechowym. Duży plus za poprawną i pyszną bezę – kruchą na zewnątrz i miękką w środku oraz spójny, niezbyt słodki krem. Kasiny crem brulee był niestety nieco mdły i zwarzony – w kremie wyraźnie wyczuwalne były grudki, ale na szczęście nie zapomniano o karmelowej szybce, która jest największym wyróżnikiem tego deseru.

Hygge, niezwykle modna duńska filozofia głosząca czerpanie radości z małych, codziennych drobiazgów, w Poznaniu przenosi się także na talerze. Bez zbędnych udziwnień, bez składników o nazwach łamiących języki i bez przesady cenowej można wyczarować coś, co nie będzie sztampowe, a ucieszy podniebienie. Przy kolejnej wizycie w Poznaniu znów wpraszamy się tu na obiad.

Hygge
ul. Kanałowa 15

Aga

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również