Recenzujemy

Restaurant Week Seafood Bar & Market: idźcie i jedzcie, to po Was nie spłynie

Kolejna edycja Restaurant Week zbliża się wielkimi krokami, a my ambasadorując wrocławskiemu wydarzeniu przedpremierowo sprawdzamy, co smacznego przygotowują z tej okazji lokalni restauratorzy. Na pierwszy ogień padło na Seafood Bar & Market, z którym to polubiłyśmy się już chwilę po otwarciu i wracamy chętnie, by próbować morskich specjałów. Seafood Bar & Market zgodnie z nazwą specjalizuje się w rybach i owocach morza i wyłącznie tego spodziewać się można w festiwalowym menu. Nie tylko w przystawce i daniu głównym, ale również w… deserze.

Krótko na temat Restaurant Week. To festiwal najlepszych restauracji odbywający się równolegle w kilku miastach w Polsce. W cenie 49 złotych zjeść można przystawkę, danie główne i deser zazwyczaj w dwóch wariantach (najczęściej mięsny i wegetariański). Rezerwacji należy dokonywać wcześniej na stronie Restaurant Week i warto się pospieszyć, bo miejsca w lokalach z najciekawszym menu lub mniej przystępnych cenowo na co dzień wyprzedają się naprawdę szybko. Najbliższa kulinarna fiesta odbędzie się od 17 do 31 października.

Przystawka podnosi poprzeczkę całej kolacji. Argentyńską krewetkę w panko podkręcono dodatkowo cytrusową nutą i pikantnym sosem. Soczysta krewetka otoczona chrupkim panko smakuje obłędnie sama w sobie, ale pomarańczowy akcent dodaje jej charakteru i wnosi świeżość do dania znanego na co dzień z menu. Strzał w dziesiątkę i dobra zapowiedź dalszej części kolacji.

Druga wersja przystawki to też propozycja w pikantnym tonie, krewetkę zastąpiły jednak mule. Dobrze przyrządzone, zatopione w lekko ostrym sosie paprykowym, podane z wilgotnym pieczywem na maślance wypiekanym na miejscu (duży plus!). Zarówno krewetka, jak i mule spełniły swoją rolę na naszym stole: rozbudziły apetyt na więcej.

Pozytywnie zaskakuje też danie główne. Tutaj na talerzach zagościły dzikie krewetki, w dwóch całkiem różnych wariantach. Moim faworytem pod względem smaku są krewetki w sosie kokosowym z dodatkiem kolendry (dajcie kolendry, a świat zawsze stanie się piękniejszy) i pieczywa, które to prosiło się wręcz o zatapianie w kremowym sosie. W tym natomiast pierwsze skrzypce grały kokosowe nuty podbijane ostrością chilli i świeżością kolendry. W połączeniu z soczystymi krewetkami całość smakowała doskonale. Bez zbędnego kombinowania, a z jak dobrym efektem.

Nieco mniej entuzjazmu kieruję w stronę drugiego dania głównego, które wyróżnia się pod względem formy podania. Maślaną bułkę wypełniono sosem, a właściwie sałatką z krewetkami i sosem mango, a obok na talerzu zagościły frytki z batatów ponownie przyozdobione kolendrą. Danie broni się pod względem jakości składników i techniki przyrządzenia, ale na dłuższą metę jest tu trochę za słodko. Wystarczyłoby drobne przełamanie, a druga wariacja dorówna pierwszej i większość będzie piała z zachwytu.

Deser jest właściwie jedyną kontrowersją, która spotka gości Seafood Bar & Market w trakcie festiwalu. Nie ma tu sernika, szarlotki z lodami, ani nawet poczciwego brownie, a kawałek soczystego łososia zatopionego w słodkim malinowym sosie podbitym miętą. Bardzo zaskakujące było dla mnie to, że przecież intensywny w smaku łosoś stanowił zaledwie tło przy malinach. Czuć było teksturę, wiedziałam, że jem rybę, a nie na przykład ciasto drożdżowe, ale mimo to rybny smak został trochę przytłumiony. Ciekawe doświadczenie, smaczna propozycja, ale czy chciałabym to powtórzyć? Sama nie wiem.

Ponownie wyszłam oczarowana z Seafood z zamiarem szybkiego powrotu. Jeśli nie to jest celem Restaurant Week, to nie wiem już sama co innego mogłoby nim być. Rezerwujcie stoliki czym prędzej!

Aga

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również