Recenzujemy

Seafood Bar & Market: nie tylko ryba połknęła haczyk

Dobrych ryb nigdy dość

Kasia

Jeśli kojarzycie „Piekielną Kuchnię Gordona Ramsaya”, w myślach na pewno przywołujecie jego krwisty jak stek język, ale też wielce osobliwą plejadę knajp, które odwiedzał. Jak dziwne by nie były, wszystkie razem dawały całkiem przyzwoity obraz amerykańskiej gastronomii, w której zawsze najbardziej fascynowały mnie te żyjące li tylko z serwowania owoców morza. Gdy kilka lat temu oglądałam te odcinki myślałam sobie „takie rzeczy tylko w Stanach, w Polsce z krewetek się nie wyżyje”. Teraz wypadałoby to odszczekać, bo boom na owoce morza jest faktem, a te jedzone w sercu Europy i mieście bez dostępu do morza smakować mogą równie wybornie jak te nad brzegami Hiszpanii czy Argentyny. Ci, którzy dziś odwiedzili Seafood Bar & Market na Mikołaja, wiedzą o tym doskonale.

Luz to pierwsze słowo, jakie przychodzi do głowy po przekroczeniu progu knajpki. Jest przytulnie, ale bez designerskiego zadęcia, z przewagą drewna w materiałach i kolorystyce, której monotonię przełamują soczyście czerwone i błękitne Tolixy. Lokal ma dwa poziomy, a na dolnym powita Was efektowny mural przedstawiający kraba. Gdzieniegdzie na ścianie mignie rybka czy kreweta, a pod sufitem doniczki z roślinami. Wzrok natychmiast przyciąga podświetlone, barowe men na fast foodową modłę, dzięki któremu dania z karty można nie tylko poznać, ale też zobaczyć. Market w nazwie odwołuje się do wypełnionej lodem lady za szkłem, gdzie znajdziecie ryby i owoce morza, które można kupić na wagę i zabrać do domu.

Menu jest krótkie i pełne smaczków, zdecydowanie skoncentrowane na owocach morza. Wybieramy jedyną pozycję stricte rybną, czyli fish & chips, do tego dwie dostępne zupy – tajską i rybną z mulami, a także krewetki w sosie śmietanowym z pomidorami oraz kanapkę z ośmiornicą i frytkami. W menu znajdziecie też makaron z przegrzebkami, mule w piwie czy krewetki w tempurze – zdecydowanie jest w czym wybierać. Menu ma być lekko modyfikowane zależnie od dostępności składników i inwencji szefa kuchni.

Zupa tajska (15 zł) miło zaskakuje, bo zamiast przyciężkiego kremu dostajemy lekki wywar z wyraźną, kwaśną nutą i kokosową słodkością w tle. Kucharz lekko przeholował z limonką i trawą cytrynową, ale obłędne, kruche i mięsiste krewety pozwalają o tym zapomnieć. W zupie pływa mnóstwo kawałków warzyw i innych owoców morza, więc jest nad wyraz treściwy, a kropkę nad „i” stawia puszyste, drożdżowe pieczywo, smakujące najlepiej po zanurzeniu w zupie.

Aga

Ostatnimi czasy, gdy tylko mam ku temu sposobność, w lokalach prezentujących pewien poziom (czyli taki, że nie boję się zatrucia), zamawiam zupę rybną. Szczególnie przepadam za tłuściutkim i kremowym chowderem, ale i wywar na meksykańską modłę nie jest mi obcy. Zupa rybna w Seafood Bar&Market (16 zł) zalicza się do tej drugiej grupy. Pomidorowy, lekko ostry posmak zupy zgrabnie łączy się z rybnym aromatem. W zupie pływają warzywa, głównie marchew, no i oczywiście owoce morza. Smaczna to kompozycja i dość sycąca (zwłaszcza w zestawie z dwoma pajdami domowego, wilgotnego chleba), a jeśli miałabym w niej cokolwiek zmieniać, to przełamałabym ją ziołami (marchew odrobinę za bardzo osładza całość) i dodałabym szczyptę soli.

Kasia

Fish & chips (25 zł) to chyba najbanalniejsza pozycja z tego pełnego niespodzianek menu, ale o zawodzie mówić nie można. Dostajecie dokładnie to, za co płacicie, czyli dwa solidne kawały miruny w lekkiej, napowietrzonej panierce na bazie piwa (warto dodać, że każdego dnia innego), cieniutkie słupki frytek i bardzo udany kremowo-kwaskowaty sos tatarski. Robotę robią tu dobrej jakości ryba i wyjątkowo smaczne frytki, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że za cienkimi raczej nie przepadam.

Aga

Nie tylko cieszy oko, ale i podniebienie – tak w skrócie mogłabym określić moje danie główne, na które wybrałam krewetki w śmietanowo-pomidorowym sosie (32 zł). Krewetki są obłędnie chrupiące, w smaku lekko maślane, istna poezja. Dość ciężki sos śmietanowy ma ostry posmak chilli, pomidorów i przysmażonej cebuli. Jako dodatek podano tu znany już z przystawek drożdżowy chleb. To danie niezwykle proste, ale cieszące zmysły i żołądek – chciałabym to zjeść ponownie w niedalekiej przyszłości.

Kasia

No i czas na króla, czyli kanapkę, u nas w polecanej wersji z ośmiornicą (25 zł), choć do wyboru są też krewetki w tempurze i łosoś. Ośmiorniczki lubię chyba bardziej od krewetek i polecam wszystkim, którzy na owoce morza mają długie zęby, ponieważ zrobione dobrze są chyba najbliższe mięsu z indyka. W sporych rozmiarów maślanej bule znajdziecie naprawdę hojną porcję macek, mięciuteńkich w środku i o lekko spieczonych na brzegach. Nieoczywista słodkość ośmiornicy uderza w każdym kęsie, podbita przez nuty gęstego sosu mango-chilli. Do tej pary świetnie pasuje miękka bułka na maślance, a pomidor z sałatą przynoszą odrobinę świeżości. W zestawie znajdziecie też hojną porcję wcześniej opisanych frytek. W tym wypadku 25 złotych to w zasadzie cena promocyjna, biorąc pod uwagę jakość i ilość składników, które lądują na talerzu. Na tę kanapkę z pewnością będziemy tu wracać.

Warto wspomnieć, że do dań z karty zamówić możecie wino i kilka solidnych kraftów, między innymi z Profesji czy Browaru Stu Mostów w przyjemnej cenie 10 zł za kufel. Alkohole w menu aż proszą się o uzupełnienie menu o kilka mniejszych przystawek. Jednym z pomysłów na nie są tatary z owoców morza i wędzone krewety, których smak z pewnością zapadnie Wam w pamięć.

Seafood Bar & Market to koncept kompletny już w dniu otwarcia. Dbałość o produkt czuć w każdym kęsie, a bezpretensjonalny klimat zdecydowanie sprzyja powrotom na tutejsze, przyjazne przybyszom wody. Działający po sąsiedzku Shrimp House zyskał naprawdę solidną konkurencję.

Kasia & Aga

Seafood Bar & Market
ul. Św. Mikołaja 12

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również