Recenzujemy

Taki Ramen to ja rozumiem

Przyszło mi odszczekać niedawną tezę o gastronomicznej pustyni przy Nowowiejskiej. Najpierw te okolice opanował fenomenalny Kebz, a niedługo później kilkadziesiąt metrów dalej pojawił się Taki Ramen. Taki, czyli jaki właściwie?

Tekst zacznę od uczciwego disclaimera: nie jestem ani szczególną entuzjastką, ani tym bardziej znawczynią ramenów, więc moja ocena jest oparta na wyłącznie subiektywnych wrażeniach. Uznałam za stosowne to podkreślić, bo ramenownie i knajpy ten specjał serwujące ostatnimi czasy wyrastają we Wrocławiu jak grzyby po deszczu. Od ramenu zazwyczaj odstręczała mnie wysoka cena i, w dużym uproszczeniu, jego „rosołowy” charakter. W tym wypadku dodatkowym argumentem „za” była stojąca za wspomnianym miejscem ekipa.

Niewielki lokalik od progu wita nas błękitno-czerwonym neonem z charakterystyczną miseczką. W środku czeka dosłownie kilka stolików i ozdobione streetowym dekorem ściany. Z menu nad ladą tutejsze rameny zachęcają fotografią i opisem. Do wyboru jest pięć wariacji, w tym jedna wegetariańska, z możliwością dodania lub wymiany poszczególnych składników. Ceny zup wahają się od 28 do 32 złotych za porcję. Kartę uzupełniają dobrze znane, parowane bułeczki baozi i napoje.

Mój wybór padł na ramen Taki Miso, czyli bulion wołowo-wieprzowy z jasnym miso, podany z szarpanymi żeberkami, marynowanym jajkiem, grzybami shimeji, omletem tamago i kukurydzą. Moja towarzyszka postawiła na jedyną wege propozycję z karty, czyli ramen na bazie bulionu grzybowego ze smażonym tofu, pieczonym batatem, edamame, grzybami shitake i shimeji.

Bajecznie kolorowa zupa wzorcowo trafiła w mój smak – nutą dominującą w ramenie miso jest słodycz z subtelnie karmelową nutą. Wtórują jej zwłaszcza kukurydza i fenomenalne, marynowane grzyby, które wprawiły w zachwyt nas obie. Słodycz świetnie zgrywa się też ze słonymi, szarpanymi żebrami. Tamago wymieniłabym na nieco bardziej orzeźwiający i wytrawny dodatek, taki jak kimchi czy wakame. Drobne uwagi nie wpływają na zachwyt nad całością.  Wzbudza go nie tylko smak, ale też słuszna wielkość porcji.

Taki Ramen wege miał nieco bardziej wytrawny charakter, choć przełamany słodyczą grzybów i batata. W obu wypadkach  feeria barw nie pozwalała oderwać wzroku od samego talerza i jego zawartości (ładna ceramika to zawsze spory plus przy daniach z tego regionu). Duża pochwała należy się też za dobrej jakości, jedwabiste i dobrze zamarynowane tofu. Przy takiej obfitości składników makaron staje się niemal niepotrzebny.

Po zjedzeniu takiej porcji trudno znaleźć w żołądku miejsce na bułeczki bao – sprawdzimy je przy najbliższej okazji. Bez obaw możecie za to zamawiać tutejszą lemoniadę, świetnie orzeźwia po parującej misie ramenu. Czy polecamy Taki Ramen? Chyba nie ma wątpliwości – wpadajcie śmiało i smakujcie Azję.

Kasia

1 Komentarz
  1. P 5 lat ago

    Będą w trakcie szukania inspiracji do następnej wizyty we Wrocławiu trafiliśmy na ten wpis i chwała bogu. Prawdę mówiąc, uwielbiamy ramen tak samo jak po prostu dobrą kuchnie, ale nasza ostatnia wizyta w tym pięknym mieście skończyła się raczej na serii rozczarowań. Inna rzecz, że nie szukaliśmy szczególnie mocno. Dopisujemy sobie ten adres to miejsc wartych odwiedzenia i będziemy testować 🙂 A tu zamierzamy wpadać częściej.

    Reply

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również