Recenzujemy

Wyłowione: ahoj, smakosze!

Yo ho ho i porcja sardeli!

W ostatnich dniach być może wpadł Wam w oko wiralowy filmik, w którym zapytana o ulubioną rybę dziewczyna odpowiada, że najbardziej lubi fileta, bo jest dostępny w każdym sklepie i łatwy w przygotowaniu. Tę śmiałą deklarację bez obaw uznać można za podsumowanie naszego narodowego stosunku do ryb. Zgodnie z wyliczeniami z 2015 roku, miesięcznie statystyczny Polak zjada ich całe 90 gramów. Na to składają się zapewne przede wszystkim pochłaniane hurtem w czasie świąt karpie i sałatki śledziowe.

Wrocławscy restauratorzy ten fakt najwyraźniej traktują jak wyzwanie. Na naszym rynku gastronomicznym dynamicznie przybywa restauracji specjalizujących się głównie w rybach i owocach morza. Po Shrimp Housie, Gorących piecach i Rumbarze, sieci na klientów zarzuciło Wyłowione.

Knajpka przy ulicy Ruskiej oferuje rybny street food, ale zawiodą się ci szukający tu klasycznych fish and chips. Nie ma mowy o filetach z mrożonki w grubej jak pancerz panierze. Jeśli zamówicie tu rybę, trafi na talerz w całości, nie pozostawiając wątpliwości, że mamy do czynienia ze świeżym produktem. Właśnie w tej formie serwowana jest tu panierowana makrela (22 lub 25 złotych), podawana z ogonem i głową włącznie. Jej mięso jest wyjątkowo aromatyczne, miękkie i wyraziste, absolutnie dominuje nad wszystkimi dodatkami, z którymi trafia na papierowy talerz. Jeśli tęsknicie za smakiem prawdziwej ryby, bez mamienia kubków smakowych grubą panierą i intensywnymi dodatkami, koniecznie zamówcie to danie.

Propozycją dla tych, którzy nie lubią niedomówień przy jedzeniu, są też smażone sardele (14 zł). Drobne, wypatroszone rybki trafiają na gorący tłuszcz w całości, z kręgosłupem włącznie, a na talerzu (w tym wypadku – w kartoniku) pojawiają się w towarzystwie sosu na bazie śmietany, kolendry i pietruszki. Sam sos jest wybitnie trafioną kompozycją smakową, ale o zbyt rzadkiej konsystencji, co dało się we znaki zwłaszcza przy kalmarach, o których za chwilę. Sardele, mięciutkie w środku i chrupkie z zewnątrz, mają wszelkie szanse, żeby stać się hitem karty, choć uprzedzam – to doświadczenie nie przypadnie do gustu każdemu.

Mnie z kolei nie do końca przekonały kalmary (15 zł). Jakościowo absolutnie nie dostawały od reszty – starannie dobrane składniki to coś, co zdecydowanie wyróżnia Wyłowione – ale kuchnia powinna popracować nad panierką i doprawieniem. Sos (identyczny jak do sardeli) tu ponownie zdał egzamin, ale całość z pewnością smakowałaby lepiej, gdyby nieco zmodyfikowano sposób przygotowania samych kalmarów.

(Aga) Muszę się wtrącić, bo mimo że kalmary nie skradły serca Kasi, ja mogę co najwyżej „przyczepić się” do zbyt rzadkiej konsystencji sosu. Same kalmary są delikatnie chrupiące, nie gumowe i owszem, nie mocno doprawione, ale w mojej opinii to stanowi ich atut.

Kontrowersji nie powinien natomiast wzbudzić chowder(16 zł) czyli gęsta, rozgrzewająca, śmietanowa zupa rybna. Kilka łyżek treściwego, pełnego kawałków ryb i warzyw wywaru to świetne remedium na jesienna pluchę, zwłaszcza w towarzystwie chrupkich grzanek.

W dniu otwarcia obsługa uwijała się w pocie czoła, serwując i dopytując gości, co i jak im smakowało. Drzwi do knajpki praktycznie się nie zamykały, a zwolnione miejsca systematycznie zapełniały się nowymi gośćmi – Wrocław najwyraźniej czekał na ten debiut z niecierpliwością. Jak to z premierami bywa, nie wszystko było idealnie, ale zawiodły jedynie drobnostki. W menu wkrótce pojawią się dania lunchowe, a stałe klasyki zapewne zostaną dopracowane. Z czystym sumieniem polecamy Wam zarzucić wędkę na pozycje z karty knajpki Wyłowione, która ma wszelkie szanse, żeby wypłynąć na szerokie, gastronomiczne wody.

Wyłowione
Ruska 47/48
Pn-Ndz: 12:00-22:00

Kasia

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również