Co dziś na śniadanie?
Nieczęsto zdarza nam się jadać na mieście w godzinach przedpołudniowych. Zatem dzień oddechu od pracy w środku tygodnia wykorzystałam na to, by sprawdzić co we Wrocławiu piszczy o śniadaniowej porze.
Centrum miasta roi się od miejsc, w których w menu na stałe figuruje propozycja śniadaniowa. Jest wspomniana wcześniej Charlotte, która śniadania serwuje cały dzień, jest Vincent i szereg innych lokali, w których można zjeść coś lekkiego rano. Ja postanowiłam wybrać się do otwartego przed miesiącem Boo Café & Bistro, w którym śniadania serwuje się do późnych godzin wieczornych, a oprócz napoi bezalkoholowych, można skosztować wina i innych trunków alkoholowych.
Lokal znajduje się na ul. Ofiar Oświęcimskich, w sąsiedztwie innych wartych uwagi miejsc jak Szklarnia, Złe Mięso, Lot Kury czy Kontynuacja. Uwagę zwraca piękny wystrój i uroczy ogródek, który warto odwiedzić póki aura wciąż jest sprzyjająca. Bistro nie jest duże, ale dzięki lustrom, optycznie zwiększa się jego powierzchnia.
Karta nie jest zbyt obszerna i znajdziemy w niej wariacje jajeczne (jajecznice, omlety), kanapki na ciepło, sałatki, no i ciasta. Ja zdecydowałam się na omlet z łososiem i rukolą, moja współtowarzyszka natomiast – na kanapkę z camembertem, konfiturą i mixem sałat.
Omlet (15 zł) był puszysty, nie oszczędzono łososia, a tym bardziej rukoli, do tego otrzymałam ciepłe precelki. Danie było smaczne i pięknie podane, a wielkość porcji zadowoliłaby niejednego porannego głodomora. Mały minus za to, że omlet musiałam dosolić, ale zdecydowanie wolę tę opcję niż przesada w drugą stronę. Brakowało mi też składnika łączącego łososia i rukolę – może delikatny serek sklejałby całość w obłędne śniadanie?
Kanapka (15 zł) mojej koleżanki wyglądała pięknie i była smaczna. Duży plus i efekt wow dostaje malinowy dressing balsamico – był przepyszny, a dodatkowo zyskuje dzięki samodzielnemu przygotowaniu go na miejscu.
Po śniadaniu i kawie (która nawiasem mówiąc zdała mój test jakości :)), przyszedł czas na ciasto. Ja wybrałam bezę (12 zł), moja imienniczka natomiast ciasto marchewkowe (10 zł).
I tu przychodzi czas na mały prztyczek w nos. Bezę uwielbiam, mam więc w stosunku do niej wymagania nie mniejsze niż do kawy. Pierwszy minus – nie jest przygotowywana na miejscu. Krem był lekko obeschnięty, a po przekrojeniu – wypłynęła z niej niezidentyfikowana ciecz – ups, ktoś nie wysuszył bezy tak, jak powinien. Nie chcę rozpamiętywać tego deseru, ale kolejnym razem wybiorę z pewnością inne ciasto.
Niemiłe bezowe wrażenie w pełni zatarło ciasto marchewkowe. Cudownie wilgotne, z mocno wyczuwalnymi orzechami włoskimi, kokosem i smacznym kremem. W środku, oprócz kremu – owoce. Pyszne i chcemy więcej!
Boo Café & Bistro to wrocławski świeżak z dużym potencjałem. Dobra lokalizacja, ciekawe menu i tylko niewielkie minusy, których naprawienie nie wymaga gruntownych rewolucji. Zajrzę tam z pewnością ponownie i myślę, że nie będę musiała namawiać zbyt długo Kasi na wspólną degustację.
O której otwierają? Ja miałam w lipcu duży problem ze znalezieniem śniadaniowni nie-charlotte otwartej od 7:00
O 9.00 🙂 Faktycznie ciężko znaleźć fajne śniadanie o 7.00, może to wskazówka dla restauratorów 😉
Rzeczywiście beza jak i dla mnie by była sporym minusem ze względu że je kocham. Ciasto jak i śniadania prezentują się okazale. Miły klimat wnętrza choć troszkę surowy