Recenzujemy

Madame Butterfly: odlotowa komedia pomyłek [ZAMKNIĘTE]

Czyli Monty Python we Wrocławiu

Z pewnością znacie ten PRL-owski dowcip: – Jest masło? Ekspedientka odpowiada, że nie ma. – A chleb? – Też nie ma. – To co jest? Znużona ekspedientka: – Ja jestem. Gdy na cel niedzielnej wycieczki obiadowej wybierałam Madame Butterfly, przez myśl mi nawet nie przeszło, że wychodząc, wspominać będę Bareję i skecze Monty Pythona. Lokal znany z sushi od kilku miesięcy serwuje kuchnię polską. Jak? Po PRLowsku.

Sprawdziłam zawczasu menu, by uniknąć niespodzianek. Krótka treściwa karta, dwie przystawki, kilka zup, parę dań głównych oraz dwa desery. Wszystko proste, bez udziwnień i w niewygórowanych cenach. Gdy dotarłyśmy na miejsce okazało się, że lokal jest właściwie pełny. Zmiana charakteru restauracji musiała być wybitnie nagła, bo wystrój pozostał taki sam, włącznie z gejszami na ścianie za kontuarem. Tak czy inaczej zajmujemy miejsce i do tego momentu wszystko układa się bez zarzutu.

butterfly-1

butterfly-2

Zaraz po tym odbieram pierwsze sygnały, które świadczą o tym, że wizytę będziemy wspominać w kategorii anegdot. Nasz stolik obsługują dwie kelnerki. Jedna zbiera zamówienie, druga za moment pyta czy może zamówienie przyjąć. Jedna przynosi kartę, druga po chwili chce zrobić to samo. A propos – nie kartę, a karty. Ku memu zdumieniu, oprócz menu Madame Butterfly otrzymujemy też to z Il Ristorante Italiano. Bo wie Pani, właściciel ten sam, a może klient chce też pizzę wciągnąć? Nigdy nie wiadomo. Składamy zamówienie opierając się tylko na polskiej karcie, bo taki był nasz cel, ale już napoje wybieramy z menu Italiano, bo w tamtym chyba nie dodrukowali. Ja łapię za aparat i robiąc zdjęcie logotypu orientuję się, że ktoś zdrapał dopisek „sushi”, ale zostawił „fusion”. No bo pod sushi to może i można śląską roladę podciągnąć, ale nie do końca, a schaboszczak od wieków był fusion. Nie wiedzieliście?

butterfly-3

Każda z nas wybiera zupę i drugie danie. Ja decyduję się na krem serowy z grzankami (11 zł), Justyna – na tradycyjny rosół (12 zł). Dosłownie po 5 minutach kelnerka nr 1 przynosi nasze zupy. Rosół i krem serowy, bez grzanek. Grzecznie zapytałam, gdzie są moje grzanki, na co zdziwiona kelnerka nr 1 pyta: to koleżanka (kelnerka nr 2, zbierająca zamówienie) nie wspomniała, że od jakiegoś czasu podajemy zupę już bez grzanek? Nie? Aha, to szkoda – i poszła. Zupa była całkiem zimna i miała konsystencję zastygniętego budyniu. Nie zrażając się, poprosiłam przechodzącą właśnie kelnerkę nr 2, by wymieniła moją zupę na ciepłą. Teatralnie się zdziwiła mówiąc coś w stylu „Ach, też nie chciałabym jeść zimnej zupy” i po chwili wróciła już z podgrzanym daniem.

Rosół był dość tłusty i umiarkowanie przyprawiony, ale przy tym chyba najlepszy z tego, co nas tego dnia spotkało w tym lokalu. Moja zupa serowa miała posmak serków topionych wymieszanych z bulionem, czyli wypisz-wymaluj, klasyka z czasów studenckich. Na studiach jednak zdarzało mi się dodawać do niej grzanki.

butterfly-4

Nie zdążyłam w pełni „podelektować się” zupą, gdy kelnerka nr 1 podała Justynie sałatkę. Przechodząca właśnie kelnerka nr 2 spytała czy może już podać również moje danie. Oddałam zupę, by właśnie uczestniczyć w kwintesencji naszej wizyty w Madame Butterfly. Justyna, która zamówiła sałatkę z kurczakiem z jajkiem i parmezanem (22 zł), dostała swoje danie w „nieco” okrojonej wersji. To znaczy, jest kurczak. No i sałata. Na co komu parmezan i jajko?

Niczym niestrudzone wojowniczki, przekazujemy swoje wątpliwości obsłudze. Czy muszę wspominać, że kelnerka jest zdziwiona, że potrawie czegoś brakuje? Teraz następuje jednak punkt kulminacyjny – kelnerka wraca po chwili z kuchni, w ręce dzierżąc talerzyk z parmezanem i jajkiem na twardo. Nie przynosi poprawionej potrawy, przyrządzonej przez kucharza raz jeszcze, w odpowiadający opisowi sposób. Pozwala gościowi samemu skomponować sobie danie, dodając do wybrakowanej sałatki brakujące składniki. Czyli nawet nie fusion, ale dekonstrukcja!

butterfly-5

Czy jestem zaskoczona, gdy i moje danie okazuje się być inne niż opisane w karcie? Pierś z kurczaka z bazyliowym pesto z dodatkiem puree i sałatki z fetą (24 zł) okazuje się być smażonym kurczakiem z frytkami oraz sałatką, oczywiście bez fety. Moja irytacja sięga zenitu i choć po raz kolejny komunikuję obsłudze, że to nie to, na co się decydowałam, otrzymuję również ser feta pokrojony na dodatkowym talerzyku. Zjadam więc trochę frytek, przegryzając je rukolą i fetą (feta była smaczna), ignorując kurczaka. Kurczak smakuje jak mięso podsmażane trzeci raz na tym samym tłuszczu, porcja jest ogromna i delikatnie mówiąc, mało apetyczna. Kurczak w tej samej formie wylądował również w sałatce, a Justyna, brawurowo decydując się na zjedzenie go, wieczór spędziła z bólem brzucha.

butterfly-6

Nie omieszkałyśmy poinformować obsługi o naszym rozczarowaniu wizytą. O tym, że nastawiałyśmy się na kawałek prostej, ale smacznej kuchni polskiej, bez oszustw i przekrętów, w zamian zaś nakarmiono nas półśrodkami i wątpliwej jakości daniami. Skruszona kelnerka zaproponowała nam w zamian kawę (odmówiłam, bo aż strach pomyśleć, co znalazłoby się w filiżance) lub rekompensatę połowy wartości dań głównych. I choć za dania zapłaciłyśmy o połowę mniej, nadal wolałabym wyjść z chudszym portfelem, ale żołądkiem pełnym smacznego jedzenia. Szkoda, wielka szkoda, bo Galeria Italiana niknie w oczach – oszukane Madame Butterfly, koszmarki pizzowe w Pizzerii Capri oraz coraz gorsze lody w Tralalala. I choć zazwyczaj przy niepochlebnych opiniach radzimy zweryfikować je samodzielnie, w tym przypadku nie mamy wątpliwości – odpuśćcie, bo tutaj zamiast motyli w brzuchu jedzenie wywoła wyłącznie niestrawność.

Madame Butterfly
ul. Więzienna 21

3 komentarze
  1. Kelnerino 8 lat ago

    Szkoda że rosół jest robiony z porcji rosolowych i nie posiada ani grama oleju a zupa serowa jest z serkow topionych bo tak ma być szkoda że kelnerka nie powiedziała że niestety nikt nie kupił ziemniaków a były zamówione a wszyscy dostali w ten dzień frytki kurczak jest smażony na płycie grzewczej na biezaco a jedyne w czym jest problem to nieogarniete kelnerki który przychodzą do tej restauracji codziennie kto inny bo ciężko zatrudnić specjalnie do tej restauracji kelnera który był by wykfalifikowany wracając do sałatki gdy by kelnerka nie zrobiła sobie samowoli to dostała by pani jajko i parmezan razem. Pozdrawiam.

    Reply
    • Maślak 8 lat ago

      Skoro się pan tak świetnie we wszystkim orientuje, to może warto byłoby zająć się też ogarnianiem takiego bałaganu? Wakat na stanowisku kierowniczym, czy liczenie na to, że się większość w ten sposób traktowanych gości nie upomni?

      p.s.
      A czymże jest 'porcja rosołowa’? Czyżby to co sprzedają pod taką nazwą w niektórych sklepach, a jest li i jedynie poobdzieranym kurzym kadłubkiem. Jeżeli tak właśnie, to niestety taki wywar nie powinien mienić się rosołem.

      Reply
      • Kelnerino 8 lat ago

        Porcja rosołowa udko noga bądź kawałek korpusu na to mówię porcja roslowa nie mówię o szkielecie kurczaka ze sklepu za 1;20 sztuka czy mniej. A stanowisko kierownicze jest okupywane przez gościa który sam sobie nie radzi z 5 restauracjami i jest pupilem szefa który nawet nie ma zdania a wszystkie polecenia i pomysły przechodzą przez ręce szefa i nikt nie ma nic do gadania tylko szef który ma 74 lata dla tego taki bajzel panuje ! Pozdrawiam dziwne że wiekoszosc ludzi chodzi do rodeo czy capri bo panuje tam rodzina atmosfera a w pozostałych jak za panowania musoliniego !

        Reply

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również