Tex-mexowe love
Nie minęło wiele czasu, by Wrocław nie tylko odkrył, ale zakochał się w meksykańskiej kuchni z burrito, tacosami, quesadillą i całą gamą aromatycznych przypraw na czele. Dowodem na to są coraz to nowe meksykańskie knajpki powstające w mieście, które nie mogą narzekać na brak gości. „Totalny Meksyk”, to natomaist najlepsze określenie tego, co działo się w weekend otwarcia pierwszego, całkowicie autorskiego lokalu Panczo.
Panczo jest jednym z przykładów gastronomii, która ewoluowała od foodtrucka, przez „podpięcie się” pod multi-tap 4hops, aż do własnego, wypasionego lokalu w jednej z najmodniejszych okolic – na rogu Św.Antoniego i Włodkowica. Panczo wystartowało w miniony weekend ze sprawdzoną ofertą pod postacią swego big ass burrito, tacosów czy rollosów. W karcie zagościły jednak nowości – nowe smaki quesadilli, rollosów, enchiladas i upragnione drinki z tequilą.
Mimo dzikich tłumów, które przewinęły się przez niewielkich rozmiarów lokal w ciągu trzech dni, trudno nie zwrócić uwagi na jego wystrój. Mnie zachwycił – udało się tu odtworzyć meksykański klimat, radość kolorów i spójność z identyfikacją wizualną Panczo, a przy tym uniknąć kiczu, tak częstego w lokalach tego pokroju. Zamiast oklepanej, zielono-czerwonej palety, Panczo wita soczystym koktajlem turkusu, zieleni i żółci. Dobre wrażenie podkreślają dodatki, takie jak pięknie dekorowane szklanki, plecione klosze lamp, ściany z wyraźną fakturą czy wszechobecne rośliny, na czele z drobnymi kaktusami w ceramicznych osłonkach. Design Panczo zachęca, by nie tylko wpaść tu na chwilkę i „wciągnąć” burrito, ale zasiedzieć się przy jednym (lub siedmiu) drinkach z tequilą.
Smak potraw to sprawdzona jakość Panczo z kilkoma ulepszeniami. Przede wszystkim, karta jest bardziej obszerna, uzupełniona o dodatkowe propozycje dla wegetarian. My decydujemy się właśnie na rollosy wegetariańskie m.in. z pastą z czerwonej fasoli, ziemniakiem i ananasem marynowanym w marakui (15 zł), tostadę z szarpaną wieprzowiną (12 zł), quesadillę z chorizo i ziemniakiem chipotle (22 zł) oraz enchiladas z guacamole i twarogiem chilli (20 zł).
Niezwykle smaczne są nasze przystawki. Rollosy w wersji wege wcale nie ustępują mięsnej wersji zwłaszcza w duecie z genialnym miętowym sosem (kiedyś spytam, czy nie można go kupić na kilogramy!). Niewielką trudność sprawia jedzenie większych kawałków palcami, a sztućce nie zdają egzaminu. To nic jednak – w Panczo jedzenie podawane jest na tackach, panuje swojski klimat, a oblizanie palców nikogo nie zbulwersuje.
Druga przystawka, tostada, to tak naprawdę pojedyncze taco. Wypchane po brzegi miękkim mięsem, pikatntne, okraszone hojnie świeżą kolendrą i granatem. Jeśli tak miałyby wyglądać przystawki w każdym tex-mexowym lokalu, to ja wyrzekam się innych kuchni.
I jak do przystawek nie miałyśmy żadnych zastrzeżeń, tak do dań głównych możemy dorzucić to i owo. Jedynie drobnostki – ogólny odbiór jest nadal pozytywny. Quesadilla z ubóstwianym przeze mnie chorizo ma jedną wadę, która zwie się ziemniak chipotle. W skrócie – po wyjściu z Panczo rozmawiałyśmy o pewnym serialu i miałkiej, jednowymiarowej postaci. Tłumacząc to Kasi powiedziałam „wiesz, ten bohater jest tym dla tego serialu, czym ziemniak dla mojej quesadilli”. Czyli jest, zajmuje przestrzeń, ale właściwie nie ma większego znaczenia. Co nie zmienia faktu, że całościowo danie oceniam nadal bardzo wysoko i żaden ziemniak mnie nie powstrzyma, by zamówić to danie raz jeszcze.
Enchiladas w wersji wege to (będąc już monotematyczną) kolejna smaczna potrawa w tym meksykańskim raju. Trochę zasmucił nas fakt, że mało wyczuwalne w smaku było guacamole, którego w panczowym wykonaniu byłyśmy bardzo ciekawe. Dominuje tu ostrość twarogu z chilli, aromatyczna kolendra, granat, gdzieś w tle również nieszczęsny ziemniak chipotle. Zgrabne są jednak te enchiladowe „krokiety”, choć więcej guacamole mogłoby im tylko pomóc.
Całości dopełniają drinki z tequilą – choć testowała je tylko Kasia, ufam jej również w kwestii alkoholu. Prezentują się pięknie, barmani szczodrze dolewają tequili, a w duecie z którymś z dań z karty nie mają sobie równych.
Rzadko zdarza mi się pisać aż tak entuzjastyczny tekst, bo też rzadko oczekiwania pokrywają się z rzeczywistością. Dzięki Panczo, nie zawiedź mnie w przyszłości!
Panczo
ul. Świętego Antoniego 35/1A
Panczo w swojej poprzedniej lokalizacji, miewało nierówny poziom, zarówno smakowy, jaki i wielkościowy.
Mam nadzieję, że poprawią to tutaj.
Co nie zmienia faktu, że jestem Fanem przez wielkie F!