– W tym roku w końcu schudnę i zadbam o kondycję – któż z nas nie składał sobie tej obietnicy przy okazji kolejnej zmiany w kalendarzu 😉 A skoro o chudnięciu mowa, to warto przynajmniej spróbować jeść jeśli nie mniej i rzadziej, to chociaż lżej i zdrowiej, a więc roślinne. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku w tej zmianie zechciało pomóc Panczo, wprowadzając do menu nowe, roślinne pozycje, które w międzyczasie rozgościły się w nim na dobre. Sprawdziłyśmy, jak wypadły.
Zacznijmy od tego, że od czasu naszej wizyty menu wegańskie nieco się zmieniło. Na szczęście na lepsze, bo wypadła z niego przynajmniej jedna kontrowersyjna smakowo pozycja (choć nie problematyczny składnik). Warto też dodać, że roślinne propozycje Panczo zawierają tylko i wyłącznie klasyczne składniki, czyli warzywa i owoce. Nie znajdziecie w nich produktów sojowych czy białkowych, takich jak tofu czy seitan. Równocześnie menu nie jest stricte wegańskie, ale po części także wegetariańskie. Mowa przede wszystkim o dodatku sera i śmietany w daniach, o których usunięcie można po prostu poprosić obsługę.
Wcześniej w menu zamiast quesadilli z past z buraka i cieciorki znalazła się opcja z marchewką tinga de verduras. Mimo szczerych chęci i próbie rozbicia monotonii kompozycji dodatkami, smakowała po prostu jak pieczona marchew zamknięta w dwóch tortillach. Ten dodatek nadal jest jednak obecny w rollosach, w których wypadku na szczęście jest też bardzo udana, kalafiorowa alternatywa. Kalafior jako warzywo względnie neutralne w smaku świetnie przejmuje smak przypraw, dlatego dobrze spełnia rolę bazy.
Do grona opcji wegańskich dołączyły tez tortille – z kalafiorem chipotle i tinga de verduras. Podczas naszej wizyty w menu wciąż figurowało burrito z boczniakiem, który z kolei trafił do quesadilli razem z hibiskusem. Sam boczniak, niezależnie od miejsca wykorzystania, w Panczo smakuje naprawdę wybornie. Jest wyrazisty, ma ciekawą strukturę i dostarcza przyjemniej dozy pikanterii.
O roślinne zmiany zadbano też w przekąskach. Do tej pory weganie mogli zajadać się panczowymi nachosami wyłącznie z dodatkiem guacamole, ale teraz są serwowane także z pastą z cieciorki i buraka oraz dodatkowymi salsami. W wersji wegetariańskiej śmietana i sos serowy oczywiście pozostały.
Stosunkowo mniej udaną propozycją w roślinnym menu Panczo jest burrito, w naszym przypadku z kalafiorem chipotle. Całość wypada niestety mdło i dość ciężko. Dominuje twaróg i burak, kalafiora nie ratuje chipotle, a całość mimo ostrości wypada nijako. Cała porcja potrafi nie tylko nasycić, ale i pozostawić z uczuciem ciężkości.
Decyzja o powiększeniu roślinnej karty na pewno przyciągnie do Panczo więcej klientów, choć nad kilkoma pozycjami na pewno warto by popracować. W lokalach spod znaku czaszki i osiołka bywamy często, więc pewnie wkrótce przekonamy się, jak kuchnia wprawia się w roślinnym gotowaniu, do czego i Was zachęcamy.