Kuchnia pod psem? Nie w tym miejscu
Prowadzenie restauracji na wrocławskim rynku to równocześnie przywilej i przekleństwo. Niewątpliwie dobra lokalizacja gwarantuje napływ klientów, choć niekoniecznie takich, jakich życzyłby sobie restaurator z ambicjami, czyli powracających. O prestiżu lokalu decydują nie turyści wpadający do niego przypadkiem, ale stali i lokalni goście, potwierdzający wysoki poziom kuchni z każdym kolejnym rachunkiem. Tych jednak przyciągnąć trudno, ponieważ rynkowe restauracje (poza kilkoma chlubnymi wyjątkami), zapracowały sobie na kiepskie opinie między innymi chamską obsługą i wysokimi cenami dań nie mającymi nic wspólnego z wysoką jakością. W trakcie naszego blogowania miałyśmy (nie)przyjemność uczestniczyć w degustacjach dwóch rynkowych restauracji, które tylko te stereotypy potwierdziły. Gdy więc trzecia, czyli Złoty Pies, zaprosiła nas do siebie, spodziewałyśmy się powtórki z rozrywki. Na szczęście wcześniejsze obawy przyszło nam (nomen omen) odszczekać.
Złoty Pies to kulinarna marka znana we Wrocławiu od lat, ale lokal działający pod tą nazwą obecnie nie ma nic wspólnego ze swoim wieloletnim poprzednikiem. Obecna restauracja, będąca również mikrobrowarem, działa w nowych rękach od roku i stara się odciąć od niezbyt chlubnej przeszłości. Nazwę pozostawiono ze względów sentymentalnych, bo lokal mieści w kamienicy znanej jako „Pod złotym psem”.
W wyłożonym ciemnym drewnem wnętrzu panuje mocno pubowy klimat, zdecydowanie bez wielkomiejskiego zadęcia, za to z pięknym widokiem na płytę rynku z jednej i błyszczące, miedziane tanki pełne piwa z drugiej strony. Piwo to zresztą specjalność lokalu, w którym warzy się jego cztery odmiany – lekkiego lagera, delikatnego weizena, goryczkową ipę i wyrazistego schwarzlagera. Wszystkie smaki można przestestować zamawiając deskę degustacyjną w cenie 17 złotych. Powiedzieć, że znam się na piwie, byłoby nadużyciem, ale alkoholowe doświadczenia pozwalają mi stwierdzić, że tutejsze piwa spokojnie mogą konkurować z tymi lanymi w najlepszych wrocławskich multitapach. Osobiście gustuję w lżejszych, umiarkowanie goryczkowych piwach i tutejsze są właśnie takie – subtelne, choć równocześnie wyraziste w smaku, a co za tym idzie, uderzające do głowy niemal niepostrzeżenie. Dla czytelniczek dodam jeszcze, że Złoty Pies oferuje też własne piwa smakowe, kwaskowate malinowe i słodkawe wzbogacone o miód.
Przy okazji piwa warto wspomnieć, że do trunków można zamówić deski zimnych lub ciepłych przekąsek. Ich ceny są spore, ale na szczęście zawartość im dorównuje. Na zimnej desce (78 zł za ponad kilogramowe danie) dostaniecie mnóstwo kawałków wyśmienitej kiełbasy, frankfurterki i pasztet z dzika, a także mięsny smalec, konfiturę cebulową, majonez piwny (o smaku musztardy kremskiej) i chrzan z żurawiną, a to wszystko serwowane z koszykiem pieczywa własnego wypieku. Dla dwóch osób tak deska z powodzeniem może zastąpić cały, syty obiad.
Ale dość o piwie, bo nie ono było clou naszej degustacji. W skromnym gronie mieliśmy okazję sprawdzić dania z nowej karty, która zadebiutuje 25 października. Z poprzednią łączy je fokus na kuchnię polską, ale ilość dań zmniejszono, a faworytów poprzedniego menu połączono z zupełnie nowymi propozycjami. Szef kuchni dobrze odrobił lekcję z trendów wrocławskiej gastronomii, bo w karcie znajdziemy miedzy innymi szarpaki i policzki wołowe, a ona sama bazuje na lokalnych produktach i ma być sezonowa, z modyfikacjami następującymi co dwa lub trzy miesiące. Uwagę zwracają także duże gramatury dań, w przypadku większości zbliżone do pół kilograma.
Menu jest krótkie, w związku z czym na nasz stół trafiły prawie wszystkie ujęte w nim potrawy, włącznie z zupą i deserami. Opisywanie wszystkich z osobna jeszcze bardziej wydłużyłoby ten i tak przydługawy wpis, więc postaram się streścić.
ŚWIETNE
Do Złotego Psa na pewno warto wpaść na „Nie burgera” z szarpaną polędwicą wołową, serem Mr Wańczyk i czerwoną cebulą, czyli kanapkę w dwóch grubych pajdach chleba z dodatkiem pieczonych ziemniaków (36 zł). Mięso jest idealnie miękkie i soczyste, dodatki delikatne, a całość świetnie podbija maślany smak chleba. Kolejny hit to dosłownie rozpływające się w ustach policzki wołowe na delikatnym puree pietruszkowym z wiśniami, burakiem i sosem piwno-czekoladowym (38 zł). W daniu dominują słodkie nuty, podbite nie tylko przez owoce, ale też lekko waniliowy posmak puree. Podium zamyka polski klasyk, czyli swojskie, mięciutkie żeberka serwowane z sosem, ogórkami i frytkami (36 zł). Ogórkom niestety brakuje wyrazistości, ale poza tym żaden miłośnik solidnej, polskiej kuchni nie powinien się zawieść.
DO POPRAWKI
Niewypałem menu był sznycel w słodowej panierce, którego zalety kończyły się na solidnym rozmiarze. Danie z pewnością będzie przyciągać, bo ma bardzo przyzwoitą cenę (29 zł), ale kotlet jest po prostu suchy, a panierka, choć smaczna, zabija smak mięsa. Przyzwoite pieczone ziemniaki i kapusta z boczkiem nie ratują sytuacji. Kuchnia musi też popracować nad drugim „Nie burgerem” z karkówką, piklowanym ogórkiem i paprykowym majonezem (28 zł), która była równocześnie zbyt sucha i za tłusta, a do tego włożona w pieczywo, które smakiem wyraźnie ustępuje maślanemu. To danie ma potencjał, ale zdecydowanie wymaga pracy.
ZE ZNAKIEM ZAPYTANIA
Największy problem z oceną mam w przypadku steka (69 zł), który choć zrobiony ze świetnej polędwicy wołowej, jest daniem nieco ryzykownym. Kawał mięsa o grubości kilku centymetrów po prostu trudno wysmażyć w sposób preferowany przez zamawiającego, dlatego do tego dania podchodziliśmy dwukrotnie. Gdy jednak na nasz stół wjechał stek wysmażony zgodnie z życzeniem, czyli średnio, smak był bez zarzutu.
PRZYSTAWKI I DESERY
W karcie są dwie zupy i dwa desery. Z zup spróbowaliśmy typowo sezonowej dyniowej z marchewką (13 zł), która jest przyjemnie kwaskowata i wzbogacona wyrazistymi płatkami świeżego imbiru. Fanom deserów zdecydowanie polecamy gruszkę w piwie pszenicznym z czekoladą i lodami waniliowymi (14 zł), choć ciekawą propozycją jest także budyń z pasternaku i białej czekolady wykończony jak creme brulee (12 zł). Deser gruszkowy wygrywa dzięki większej różnorodności smaków, ale gwarantuję, że pasternakowy krem też będzie miłym zaskoczeniem.
Dobre piwo, solidna, smaczna kuchnia i przystępne ceny, zwłaszcza jak na standardy rynkowe – niewiele lokali może pochwalić się takim zestawem. Coś dla siebie znajdą tu fani klasycznej, polskiej kuchni, ale też kulinarnych nowinek, a jeśli zasmakuje Wam tutejsze piwo, można kupić je na wynos. W dużym skrócie i dosadnie – Złoty Pies należy do wąskiego grona rynkowych restauracji, w których zjecie bez obciachu i z prawdziwą przyjemnością. Mając do wyboru sąsiedniego Bernarda i ten lokal, nie wahajcie się i wybierzcie Psa, również z psem, bo w tym miejscu mile widziani są też czworonożni goście.
Browar i Restauracja Złoty Pies
Rynek 41
A jak piwo cenowo? 🙂
Piwo od 10 do 16 zł w zależności jakie 🙂
No właśnie sobie uświadomiłam, że tego akurat nie sprawdziłyśmy. Ale skoro deska kosztuje 17, myślę że za piwo życzą sobie około 12-14 złotych. Deska to cztery mini-kufle o pojemności 125 ml każdy, więc to w sumie pół litra i warto wziąć ją na start, żeby sprawdzić, przy którym chcesz spędzić wieczór 🙂
Znam ich piwo ale po recenzji na pewno wybiorę sie na poliki 🙂
Jeśli lubisz, nie powinieneś się zawieść 🙂 Ta słodycz naprawdę tu pasuje.
A próbowaliście ich śniadań? Są doskonałe, moje ulubione śniadania we Wrocławiu. No i są za złotówkę do kawy, więc za dyszkę można naprawdę fajnie zjeść 🙂 Bardzo szanuje