Czyli Grunwald, jakiego nie znacie
Mówi się, że włoska knajpa to najlepszy pomysł na sukces gastronomiczny w Polsce, bo też tę kuchnię wskazujemy jako ulubioną wśród nie-polskich. Wystarczy wrzucić do karty makarony i pizze, a w szyldzie umieścić obce słowo, żeby włoska łatka przylgnęła. Po takich miejscach rzadko spodziewam się wiele, ale Grana Padano absolutnie nie chce być włoską trattorią – i w tym tkwi jej siła.
Z czasów, w których zdarzało mi się pisać o modzie, w pamięć zapadł mi zwłaszcza włoski termin sprezzatura, odnoszący się do mody męskiej. Ten włoski styl ubierania łączy to, co wysokie i eleganckie z elementami luźnymi, sportowymi i z przymrużeniem oka. Ale żeby taki strój nie stał się karykaturą, potrzebne jest wyczucie stylu i świadomość własnej sylwetki oraz tego, jak dobrze skrojony garnitur bądź koszula wyglądać powinny – na wieszaku i noszącym. Grana Padano jako całość to sprezzatura gastronomiczna – w menu i wystroju przeplatają się elementy swojskie i bardziej wyszukane, tworząc zaskakująco zgodny miks.
Sporych rozmiarów wnętrze urządzono na pograniczu luźnego pubu i restauracji z nieco wyższej półki. Jest ciemno, ale nie ponuro, krzesła są modne i nie-sieciówkowe z lekkim retro-akcentem, a kanapy i obicia wynoszą tę prostotę na wyższy poziom. Wyjątkowo „restauracyjny” jest kącik na prawo od baru, oddzielony od reszty regałem wypełnionym pojemnikami na oliwę i kieliszkami. Nieco w głębi znajduje się mniejsza, nieco jaśniejsza salka, w której zajęliśmy miejsce.
W menu zaskakują przede wszystkim ceny. Ponieważ Starter, czyli mikroapartamentowiec, w którym znajduje się restauracja, leży w bliskim sąsiedztwie akademików i kampusów uniwersyteckich, właściciele nastawili się na studencką klientelę. Wlasnie dlatego porcje makaronu czy pizzę zjecie tu już za 11 zlotych, zupę za szóstkę, a ceny zazwyczaj nie przekraczają 30 złotych. Ceny są studenckie, ale nie można zapominać, że w tym rejonie mieści się sporo biur i sposób prezentacji dań to ukłon właśnie w stronę klientów z tej kategorii. Na talerzach jest sporo zabawy formą i kompozycją, co daje naprawdę dobry efekt. Akoholu jak na razie nie ma, ale za to jest naprawdę świetna lemoniada.
Przechodząc do dań – krem z pieczonych ziemniaków i czosnku był najlepszą zupą, jaką jadłam od dawna. Wyrazista, świetnie doprawiona i lekka w konsystencji, co dla kremów nie jest oczywiste, do tego umiejętnie przełamana kwaśną śmietaną i kiełkami buraka. Niecałe 6 złotych za porcję to w tym wypadku więcej niż promocja.
Sałatce z kozim serem co prawda bliżej do dań głównych, ale można ją potraktować również jako treściwy starter. Tych, którzy podobnie jak my mają słabość do koziego smakołyku, z pewnością nie rozczaruje gruby plaster lekko spieczonego na zewnątrz oraz miękkiego i rozpływającego się w ustach sera. Przy nim dodatki to tylko tło, choć zgrabne i orzeźwiające kuleczki melona wybijają się przed szereg. Do ideału brakuje więcej dressingu i cieplejszej bułeczki. Ale i tak tę cenę (19,90 zł) można by zaakceptować nawet w przypadku samego sera.
Poziomu nie obniżyły robione na miejscu ravioli z ricottą (18,90 zł). Udało się utrzymać dobry balans między świeżością liści szpinaku i mocnymi nutami gorgonzoli, a całość świetnie podbiły masło szałwiowe i płaty Grana Padano. Jedyne, co mogę zarzucić temu daniu to skromność porcji i zbyt grube ciasto, co dawało się we znaki zwłaszcza przy brzegach.
Z karty dań głównych wybraliśmy polecanego fleta z kurczaka supreme z pieczonymi ziemniakami, marchewką i puree z groszku (25,90 zł). Tu kuchni znów należą się pochwały, bo mięso było wyjątkowo miękkie, wręcz wilgotne z wyraźnie wyczuwalną nutą ziół. Nieco dłuższą chwilę w piecu mogły spędzić ziemniaki, ale poza tym temu daniu trudno cokolwiek zarzucić. W tej okolicy chyba tylko w Like It zjecie równie dobrze przyrządzone mięso w tej cenie.
Będąc w knajpie o włoskich naleciałościach, nie sposób nie spróbować pizzy. Wersja vegetatiana (jarmuż, ser feta, oliwki) łączy się całkiem zgrabnie, ale wśród propozycji tylu wrocławskich pizzerii, niestety niczym się nie wyróżnia. Ciasto jest cienkie, ranty mogłyby być grubsze, a nad wiórki mozzarelli zawsze przedkładamy jej plastry. Jest niedrogo (15,90 zł) i poprawnie, ale pizza przynajmniej dla nas nie będzie głównym powodem odwiedzin w Grana Padano.
Pochwały nie obejmują deseru, czyli sernika na kruchym spodzie z truskawkowy sorbetem (10,90 zł). Pomysł był dobry, ale zawiodło wykonanie. Wygląd deseru jest inspirowany modnymi monoporcjami, a serowa masa była moco mleczna i twarogowa… ale niestety nic poza tym. Zdecydowanie zabrakło słodyczy i wanilii, za to nie pożałowano żelatyny (bądź agaru), przez co sernik stał się zdecydowanie zbyt zbity. Szkoda, bo kruchy spód z odrobiną Grana Padano był z kolei naprawdę udany. Ale biorąc pod uwagę, że byliśmy w lokalu pierwszego dnia i tuż po otwarciu, liczę, że sernikowy falstart już się nie powtórzy.
Zaskakujący jest również drugi deser z karty Grana Padano, choć w przeciwieństwie do sernika, odczucia są raczej pozytywne. Beza, właściwie włoska beza, bo w formie płynnej ciekawie komponuje się z kawowym kremem (10,90 zł) .Całość „spakowano” w miseczkę z ciasta naleśnikowego. Malutki minus za zbyt wyczuwalny tłuszcz w cieście, ale ten deser nie powinien rozczarować.
W teorii ten studencko-biznesowy koncept Grana Padano wydaje się przedziwny, ale w praktyce wszystko gra zaskakująco dobrze. Jest smacznie, uczciwie i niedrogo, ale kuchnia ma też sporo okazji, żeby zaskoczyć poszukujących bardziej wyszukanych smaków. Swoje robi też przesympatyczna, młoda obsługa, dzięki której można poczuć się nieco bardziej swojsko. Jest obiecująco, a gdy tylko z tutejszych kranów popłynie alkohol (Grimbergen, prosecco i… Piast ;)), wieczorami pod tym adresem na pewno będzie tłoczno.
Grana Padano
ul. Wybrzeże Ludwika Pasteura 18 (budynek STARTER)
10:00-00:00
www.granapadano.com.pl
Najlepsze jedzenie i muzyka 🙂