Rewolucje pod znakiem kuchni polskiej
Magda Gessler vel „Właścicielka kilkunastu restauracji i niekwestionowany autorytet kulinarny” zawitała do Wrocławia. Odwiedziła „na szybko” Bar na Szybkiej i naprędce przemianowała go na ciężkostrawny Przystanek Wrocek. Ciężkostrawny pod względem nazwy (kto na Wrocław mówi Wrocek?!) oraz wtórnej odsłony polskiej kuchni.
Choć od początku opis wrocławskiej rewolucji nie zapowiadał przełomu dla miejscowej gastronomii, postanowiłam się nie zrażać. Przecież polską kuchnię można dopracować do perfekcji, a i w prostym i oklepanym wręcz we Wrocławiu burgerze można odnaleźć coś nowego – łudziłam się. A problemy zaczęły się już podczas poszukiwań baru. Choć obie pracujemy w tych okolicach, żadna z nas nie miała pojęcia dokąd dokładnie się udać, zwariowała też nawigacja. Dodatkowo, konfundujący jest restauracyjny szyld na ogrodzeniu tutejszej Biedronki. Dopiero strzałki kierujące do lokalu, które przypomniały nam podstawówkowe podchody, ułatwiły dotarcie na miejsce.
Wnętrze jest proste, ale dość przyjemne. Sporych rozmiarów fototapeta z widoczkiem Wrocławia, stoliki z ceratą imitującą starą gazetę oraz półka z przetworami – słoiki z zupami i sokami, ale znajdzie się tu też coś dla amatorów grzybków. Zaraz obok mieści się kasa, za którą wypisano aktualne menu. Tuż przy miejscu, gdzie potencjalnie może zbierać się kolejka, otwarte pojemniki z surówkami, nie kojarzące się bynajmniej z estetycznym prezentowaniem jedzenia. Mam wrażenie, że gdy tylko się obejrzę, spacerują po nich muchy – może warto byłoby osłonić tę strefę?
Zamawiamy tradycyjne dania, bo to one dominują w menu. Decydujemy się na zupę kalafiorową (5 zł), pierogi ruskie (10 zł) i kotleta schabowego z ziemniakami (16 zł), plus cappuccino (8 zł) i wodę. Po rewolucji do karty trafiły też burgery – nasz wybór pada na tego w wersji tradycyjnej (16 zł). Odchodząc od kasy, dostajemy niewielką karteczkę z numerem, którą kazano nam umieścić na stoliku.
Ruch jest dość spory, ale nie mija 10 minut, a dostaję zupę i kawę. Kelnerka z kwaśną miną upomina, że numerek należy umieścić w bardziej widocznym miejscu, bo ona nas szukać nie będzie. Mój nastrój po tej uwadze odpowiadał smakowi zupy. Nie spodziewam się fajerwerków, ale zaserwowana mi kalafiorowa składała się przede wszystkim z wody suto zabielonej śmietaną (ależ, Pani Magdo!), z gdzieniegdzie smętnie pływającymi kawałkami warzyw. Bez charakteru, a moja mama ugotowałaby ją o niebo lepiej.
[Kasi zdanie odrębne: mi, w przeciwieństwie do Agi, zupa smakowała. Na moje oko warzyw było sporo (choć to może wina braku okularów ;)), smak kalafiora i koperku był wyraźnie wyczuwalny, a takiej zupy po prostu nie wyobrażam sobie bez choć delikatnego zabielenia. Odjęłabym jednak odrobinę marchewki, która niepotrzebnie przesłodziła całość.]
Zaraz potem na naszym stole pojawiają się wszystkie trzy dania główne. Zdumiona spoglądam na burgera, bo już z daleka nie wzbudza mojego zaufania i, niestety, nie mylę się. Bułka to styropian w czystej postaci, okraszony suto ketchupem i majonezem. Środek? Kilka strzępków sałaty lodowej i cebuli oraz kotlet o średnicy POŁOWY bułki. Jeśli mogłabym wybierać, to najbardziej z całego zestawu podobały mi się dwa plasterki pomidora. Smakowało to tak sucho, jak tylko suchym może być burger. Zapomnijcie o stopniu wysmażenia mięsa, zapomnijcie o smacznych dodatkach. Przystanek Wrocek zaserwuje Wam najsmutniejszego burgera we Wrocławiu.
Docierające do nas dźwięki tłuczonego mięsa, pozwoliły mieć nadzieję, że zaserwowany kotlet schabowy będzie świeży. I był, faktycznie, niestety komuś zabrakło cierpliwości, by rozbić mięso jak należy i w efekcie na nasz stół wjechał twardawy schaboszczak pokryty całkiem pokaźną panierką. Ziemniaki okraszono szczodrze tłuszczykiem, więc całość prezentowała się w standardowo barowym stylu. A więc dość poprawnie, ale gdzie efekt wow?
Najjaśniejszym punktem wizyty okazują się pierogi ruskie. Uczciwa porcja ucieszy niejednego głodomora, a samej potrawie nie sposób cokolwiek zarzucić. Ciasto było cienkie, a farsz mocno serowy, do środka nie żałowano również cebuli. Gdyby poziom pierogów prezentowały pozostałe dania, zapewne wrażenia z wizyty byłyby też inne.
Odwiedziny w Przystanku Wrocek były dla mnie smutnym podsumowaniem efektów telewizyjnego show w wykonaniu Magdy Gessler. Po raz drugi (pierwszy raz w Tapas Rybka w Gdańsku-Brzeźnie) w następstwie Kuchennych Rewolucji, rozczarowuję się półśrodkami i umiarkowanie zjadliwym jedzeniem. Żal mi właścicieli Baru na Szybkiej, którzy zaufali telewizyjnemu autorytetowi i pozwolili stworzyć u siebie bar o karykaturalnej nazwie, niewnoszący nic nowego do wrocławskiej gastronomii. Szkoda, wielka szkoda.
Rewolucja w Tapas Rybka była akurat bardzo udana. Zabieram tam regularnie gości „z Polski” na rybkę i nigdy się nie zawiodłem. Świerze produkty, szybka obsługa, ryby dobrze zrobione. Czego chcieć więcej od baru na bulwarze nadmorskim?
Być może mam zatem pecha, bo podczas mojej wizyty ryba była spalona, a obsługa na zwrócenie uwagi zareagowała wzruszeniem ramion… Nie mówiąc już o tym, że „przyjemność” dla dwóch osób kosztowała ok. 100 zł. Jak dla mnie, pozostał niesmak 😉
Jeśli są to goście z Polski,to może poproś by nauczyli Cię, jak wypada z ortografii korzystać w polskim języku.
Szczerze? Tak niesmacznej ryby jak w Tapas rybka nie jadłem w żadnej restauracji nad Bałtykiem. Smażalnie w sąsiedztwie podają pyszne ryby – przede wszystkim w sezonie jest flądra, której w Tapas rybka nie było. Inna rewolucja MG – Syrenka w Ustce była bardzo udana. Świeża pyszna ryba, a nie obrzydliwe skrawki w cieście. No i pstrąg nad Bałtykiem??? Litości!!!
Wrocek na Wrocław mówi dużo ludzi. Praktycznie nie znam osoby mieszkającej we Wrocławiu która tak nie mówi.
ja tak nie mówię 😛 kojarzy mi się z osobami mieszkającymi pod Wrocławiem, które przyjeżdżają do „Wrocka” na weekend zabalować a potem posłusznie wracają porannym busem. My ze znajomymi mówimy od 1 roku „Wro”.
a ja urodziłam się we Wrocławiu i nigdy nie słyszałam, żeby ktokolwiek tak mówił 🙂
Serio? Wrocek? Na śródmieściu nie wiedzieliby o czym pan mówisz. Przypuszczam że w innych dzielnicach też, chyba że masz na myśli „mieszkańców” w postaci świeżo upieczonych absolwentów jakiejś wyższej uczelni, którzy po 5 latach już są tak bardzo Wrocławianinami ze swoją pracą w call center i kubkiem kawy na wynos… nie mam nic do pracy w cc ale wiecie już jaki typ mam na myśli 😉
Ja nie mówię! Wrocław to Wrocław, nie ma takiego miasta jak wrocek
Wrocek mowi sie od wiekow .. tylko stare grzyby mowia Wrocław i nie ogarniają tego.. no i typowe Janusze i Stefany ..
Wszyscy przyjezdni…
Zgadzam się!.
A skoro ktoś niedaleko pracuje to bez problemu trafi w to miejsce.
Co nie zmienia faktu, że to nie jest miejsce na restaurację.
aż wstyd się przyznać ale mieszkam w trójmieście już dłuższy czas i nie byłam w tej restauracji. Ale wiem, że cieszy się powodzeniem. Wiecznie dużo ludzi.I z oceny osób które mieszkają całe życie w Gdańsku wiem, że ryby są tam smaczne, 😉
Hm.. a co do Wrocławia. To na pierogi ruskie (moje ulubione) wybiorę się i sama sprawdzę jakość 😉
Mieszkam we Wroclawiu od urodzenia – na srodmiesciu, i naprawde nie widze w tym nic dziwnego ze na Woclaw mowi sie „Wrocek”czy „Wro” skroty ktore naprawde sie przyjely. A co do kuchni i lokalu, zamiast od razu zalowac wlascicieli i mowic ze Rewolucja to blad, warto byloby porozmawiac z kucharzem czy wlascicielami, ze cos jest nie tak z podanymi daniami, skoro juz sie wysilamy na zabawe w znawcow kulinarnych. Moze po prostu znow ida w tanizne, lub zmienili kucharza. Ocena osoby trzeciej, po samym daniu, trochr slabe.
Nie chodzi o bawienie się w znawców, a zadowolenie klienta, który przychodzi po to, by zjeść dobrze i nie żałowac wydanych pieniędzy. A jeśli idą w „taniznę”, to po co nam rozmowa z właścicielami? Szacunek przede wszystkim 😉
Zgadzam sie w 100%
Eh, szkoda że to znowu burgery itd. Smakowało mi tamto jedzonko. Zupki, zykły obiadek, nie za tłusto. Dla mnie większym poroblemem jest lokalizacja niz to co było tam serwowane. Życzę im jak najlepiej i oby się nie przejechali an tych burgerach bo we „WROCKU” jest ich teraz pełno ciekawe w smaku i różnorodne z wyglądu ;p … a za to punktów z normalnym jedzonkiem na mieście jakby mniej
Ja bardzo często mówię wrocek…
A skąd jesteś ??
1. Pierwszy raz czytam wpis z tego bloga i mam wrazenie ze autorka jest uprzedzona z gory do Kuchennych Rewolucji. (Nie mowie ze uwielbiam KR, tylko stwierdzam fakt)
2. Zgadzam sie w 100% z osoba piszaca komenarze pod pseudonimem Wrocek…
3. Mieszkam we Wrocku juz 12 lat – i skroty Wrocek czy Wro sa powszechne
4. Zupa ma sie składać głownie z wody :)) – duzo nie znaczy dobrze, ale pociesza mnie fakt ze współautorce smakowało
Jednak trzeba się wybrać i posmakować samemu 🙂
Pozdrawiam
No właśnie sęk w tym, że żadnego uprzedzenia nie ma – powiedziałabym, że wręcz przeciwnie 🙂 Ten program podnosi poprzeczkę i niejako obiecuje, że będzie lepiej niż było, więc jeśli jest jak jest aż strach pomyśleć, co Magda Gessler zastała na Szybkiej przy pierwszej wizycie. Też pozdrawiam zachęcam do samodzielnego testowania, w końcu gusta są gustami, a żadna z nas nie jest wyrocznią.
Widac bo ooisie komentarza ze państwa zdanie jest pokrojone a z gastronomia panie niestety maja tyle wspólnego ze jedzą a biznesu od środka nigdy nie widziały…. tzw. „Smakosze” samozwanczy… niestety bo przez opinie tego typu osób gastronomia zamiast sie rozwijać staje w miejscu lub sie cowa…. przykre….
Cóż, na taki komentarz pozostaje nam tylko wysłać Panu serdeczne Besos 😉
I ja również…nie przypominam sobie sytuacji kiedy powiedziałabym Wrocek a ktoś nie zrozumiał o co chodzi….
Połowę życia we Wrocławiu spędziłam i większość osób, które znam mówi „Wrocek”, od niedawna również „Wro”, co w tym strasznego. Niestety też odniosłam wrażenie, że autorka jest mocno uprzedzona do KR. Zgadzam się z tezą, że szkoda wyboru po prostu polskiej kuchni…
Nie wiem totalnie, skąd ironia i wyśmianie słowa „Wrocek” (?). Potocznie stosowane słowo / nazwa miasta przez bardzo dużą część społeczeństwa. Nazwa prosta, i tyle. Więc ocenianie dla mnie tego można sobie darować – jednemu morze się podobać, innemu nie. Jak pisał ktoś wcześniej, mam wrażenie, że Autor bloga z góry nastawiony jest na negatywną ocenę restauracji, w której to dokonały się rewolucje. Byłem w niejednej restauracji po słynnych rewolucjach i bywało naprawdę różnie – raz lepiej, raz gorzej. Zależy. Dziwi mnie też ocena dań i „zwalanie” winy za ich niedobry smak na słynną Gessler. A dlaczego? A co, ona siedzi tam ciągle i pilnuje tego? A skąd pewność, że akurat kalafiorowa jest według jej receptury? Przecież restauratorom często chodzi tylko o reklamę i po odjeździe restauratorki robią to, co chcą i co sami uważają za słuszne. Wplatanie więc ciągle / podkreślanie winy pani Gessler jest dla mnie niewspółmiernie. Ocena powinna być obiektywna. I ocena dania, a nie tego, że były w danej restauracji rewolucje czy nie były. Sam z ciekawości wybiorę się przy okazji do tego miejsca, ale na pewno ocenię smak potraw, a nie „smak”, jaki pozostał po tym, że zrealizowano tam telewizyjne show.
Ortografia ! Ludzie ! Nauczcie sie pisac poprawnie zanim wejdziecie na net z takimi ciezkimi komentarzami!
WSTYDDDD!!!- ze Polaczki uwazaja ze sa najmadrzejsi na calym swiecie a pisac poprawnie we wlasnym jezyku nie potrafia!!!! Bleeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!
A gdzie polskie znaki? Taka z Ciebie patriotka, a znaków przestankowych i polskich znaków brak…
Jak już stokrotka jest taka mądra i ją razi słaba ortografia, to może zacznie od siebie i stosowania polskich liter ż, ę, ą itp. oraz poprawnej interpunkcji.
Tu chyba, z tego co widze nie nazwa lokalu jest glownym problemem- choc, tez nie do konca mi odpowiada, jednakze gdyby jedzenie bylo na wysokim poziomie, zrekompensowaloby to z nadwyzka.Nie mialam okazji jeszcze byc i sprobowac osobiscie, ale wpis na tym blogu faktycznie nie zacheca. Wydaje mi sie jednak, ze glowna odpowiedzialbosc za caloksztalt ponosza przede wszystkim wlasciciele lokalu, ktorzy czesto nie znaja sie sami na gastronomii i nie potrafia wykorzystac wiedzy i wskazowek przekazanych im w programie jak i super reklamy w TV i wszystko z czasem wraca na niski poziom gastronomiczny. Osobiscie bylam w kilku lokalach po kuchennych rewolucjach i wiekszosc z nich byla naprawde fajnie prowadzona, tak samo uczestnictwo w programie nie daje gwarancji sukcesu jak ciezka praca, pasja i milosc do gotowania i ludzi…
Wrocław to moje miasto od urodzenia i zazwyczaj wyrażam się o rodzimym mieście „wrocek”….ale jak ktoś się chce przyczepić to i tak się przyczepi
A ja zapraszam na stronę 🙂 https://www.facebook.com/Kuchenne-Rewolucje-naszymi-oczami-344121845774428/
Kuchenne Rewolucje – naszymi oczami sprawdzają smaki w restauracjach porewolucyjnych 🙂 i mamy rewelacyjne restauracje w Polsce 🙂
Nazwe wrocek, mogla stworzyc tylko osoba ktora jest…z poza Wroclawia.
spoza
Wrocek mowia mieszkancy wroclawia, a 'wro’ przyjezdne studenty, uwzajace sie jak wroclawian
Taaak, oczywiście, szczególnie ci będący mieszkańcami od tzw. studiów.
NIKT z moich znajomych, żyjących we Wrocławiu od urodzenia, nie używa tak absurdalnej nazwy w stosunku do swojego miasta.
Jest coś podobnego w brzmieniu, to niewielka miejscowość Wrocki na Kujawach.
Jestem z pokolenia na pokolenie Wroclawianka i zwrot „Wrocek” jest mi bardzo dobrze znany. „Wro” wprowadzili ludzie przyjezdajacy tu na studia.
Jestem z Wawy i właśnie wybieram się do Wrocka. Wiele osób tak mówi.
Jesteś spod Warszawy….
Niestety tapas rybka w Gdańsku Brzeźnie to była rewolucja na chwile. Co to oznacza – przez pierwsze 3 miesiące super, fajne porcje, smaczne rybki. Ale potem śledzik w occie coraz mniejszy i mniejszy, a potem wogóle zeszło na psy. Niestety. Już nie mieszkam w Brzeźnie i nawet nie wiem jak tam teraz jest.
Nie wybieram się do Wrocka (ani miasta, ani knajpy) i nie wiem właściwie, po co czytam ten tekst… ale muszę przyznać: fajnie piszecie:- ) A co do Magdy vel muszę-uważać-na-włosy-kiedy-gotuję-i-jem Gessler – wydaje mi się pozytywnym człowiekiem, wierzę, że potrafi gotować, ale jej program stał się już nudny. Prawie za każdym razem ten sam scenariusz, jest do d*py, pokrzyczy sobie, powyżywa na ludziach, poniży kogoś, obrzuci jedzeniem, potraktuje jak śmiecia… a później knajpa zamienia się w przyjemny lokal.
Ile ona dni poświęca na jedną rewolucję? Trzy? Pięć? Z czego tylko jeden dzień to wspólne gotowanie, które polega na tym, że udzieli kilku wskazówek, potem dowali do dania całe opakowanie kminku (nienawidzę tej przyprawy, a ona bardzo często dowala do potraw całe opakowanie kminku!!!). Kucharzowi z Grecji kazała spolszczyć moussakę, żeby bardziej przypominała lazanię, bo Polacy tak lubią. A w jakiejś włoskiej knajpie opieprza ludzi za to, że pizza jest mało włoska, w tajskiej knajpie, że nie taki makaron się je w Tajlandii, bla, bla, bla.
A propos jej włosów – ciekawe, czy gdyby jej kucharki gotowały zupki z takimi kłaczorami nad garnkiem, to nie uznałaby tego za nieprzestrzeganie higieny pracy.
ludzie mieszkają w Wawie i nie skarżą się. Moja Mama mówi siema, choć blisko jej do emerytury. Świat się zmienia, my się zmieniamy. Tylko u siebie tolerujemy, a u innych niekoniecznie. Mieszkałam we Wrocku, Wawie i Kraku. W każdym mieście ludzie mówią jak im wygodnie. Nie ważne czy mieszkają we Wrocławiu, we Wrocku czy w Breslau.
Bar ” Przystanek wrocek ” cóż nie można spodziewać się niczego dobrego spodziewać skoro lokalizacja niczym na wysypisku śmieci. Poza tym kucharka niech gotuje dla świń a nie dla ludzi. Nawet gdyby płacili za wejście do tego baru ja nie polecam.
Ludzie to jest XXI wiek i można wymagać o wiele, wiele więcej niż za czasów ” Gomółki ” bo obecnie byle jak i byle czego nawet świnia nie zje. Inaczej mówiąc proponuję właścicielom tego baru i kucharce wsiąść łopaty i rowy kopa a nie brać się za żywienie ludzi. Teraz tylko prokurator może coś zrobić aby usunąć całą tą ” bandę” potraktować tak jak na to zasługują. Inaczej mówiąc jak się nie ma szkoły i doświadczenia zawodowego w gotowaniu to nie brać się go garów tylko jak wcześniej wspomniałem do łopaty. Współczuję tym którzy tak byli i jedli zostawiając ciężko zarobione pieniądze gdyż nikt tu na blogu nie ośmielił się napisać że następnego dnia po jedzeniu w tym barze musiało iść do szpitala na płukanie żołądka. NIE POLECAM NAWET WROGOWI jak chce by zdrowy.
NIE POLECAM Bar ” Przystanek wrocek ” cóż nie można spodziewać się niczego dobrego spodziewać skoro lokalizacja niczym na wysypisku śmieci. Poza tym kucharka niech gotuje dla świń a nie dla ludzi. Nawet gdyby płacili za wejście do tego baru ja nie polecam.
Ludzie to jest XXI wiek i można wymagać o wiele, wiele więcej niż za czasów ” Gomółki ” bo obecnie byle jak i byle czego nawet świnia nie zje. Inaczej mówiąc proponuję właścicielom tego baru i kucharce wsiąść łopaty i rowy kopa a nie brać się za żywienie ludzi. Teraz tylko prokurator może coś zrobić aby usunąć całą tą ” bandę” potraktować tak jak na to zasługują. Inaczej mówiąc jak się nie ma szkoły i doświadczenia zawodowego w gotowaniu to nie brać się go garów tylko jak wcześniej wspomniałem do łopaty. Współczuję tym którzy tak byli i jedli zostawiając ciężko zarobione pieniądze gdyż nikt tu na blogu nie ośmielił się napisać że następnego dnia po jedzeniu w tym barze musiało iść do szpitala na płukanie żołądka. NIE POLECAM NAWET WROGOWI jak chce by zdrowy.