Recenzujemy

Wrocław StrEAT: foodtruckowa rozpusta

Jedzenie na kółkach nas kręci.

Piece z żywym ogniem, ruszty rozgrzane do czerwoności oraz parujące kotły zdołały odegnać widmo złej pogody i goście Wrocław StrEAT – food truck festival mogli cieszyć się nie tylko dobrą kuchnią, ale też całkiem przyjemną, wiosenną aurą. Głodne i spragnione wrażeń odwiedziłyśmy trzydniowe, foodtruckowe święto dopiero w niedzielę, więc raczej skromna liczba zjedzonych dań została drastycznie ograniczona pojemnością naszych żołądków.

Na początek słów kilka o organizacji i lokalizacji eventu. Wybór miejscówki w okolicy Uniwersytetu Przyrodniczego wydawał się osobliwym pomysłem, ale okazał się trafiony. Tłoku oczywiście nie udało się uniknąć, to w końcu część uroku kulinarnych spędów, ale nie brakowało też miejsc do spokojnego zjedzenia dań, jeśli nie przy stoliku, to na ławce lub trawniku. Na całym terenie bez problemu zmieściło się (na oko) mniej więcej 30 foodtrucków. Mimo ogromnej rzeszy ludzi, przyczep i zdecydowanie za małej liczby koszy, okolica nie była zaśmiecona, co wyjątkowo dobrze świadczy o społeczności miejskich smakoszy.

Wrocław StrEAT foodtruckowa rozpusta_11

Dość wstępu – czas na jedzenie! Ktoś po raz pierwszy stykający się z tematem foodtrucków zapewne miałby ogromny problem z odnalezieniem się w gąszczu wszystkich kuchni, bo wybór był naprawdę ogromny. Mocną reprezentację miały oczywiście burgery, ale sporo wystawców oferowało też dania kuchni azjatyckiej, włoskiej czy latynoskiej. Swoje pięć minut dostały również swojskie zapiekanki oraz kiełbasy i jedynie miłośnicy słodkości mogli czuć się nieco rozczarowani, bo ich gustom na dobrą sprawę podporządkował się tylko Foodszak sprzedający różnej maści naleśniki i niepozorne stoisko z popcornem i watą cukrową w kilku smakach. Logo bloga oczywiście zobligowało nas do odwiedzenia obu.

Na pierwszy ogień poszedł foodtruck dobrze znany lokalsom, czyli Happy Little Truck z (prawdopodobnie) najlepszą pizzą we Wrocławiu. Pieczoną w piecu opalanym drewnem, na wybitnie cienkim cieście, które świetnie znosi ciężar hojnie nakładanych składników, z pomidorami i mozzarellą na czele. Nasz wybór padł na Blue, czyli pizzę z dodatkiem wspomnianych wcześniej dodatków, sera dojrzewającego i cebuli. Dla fanów pizzy w stylu włoskim, która oszczędność składników nadrabia ich smakiem, to jazda obowiązkowa.

Wrocław StrEAT foodtruckowa rozpusta_12

Wrocław StrEAT foodtruckowa rozpusta_1

Początkowo chciałyśmy całkowicie pominąć burgery, ale koniec końców trafiłyśmy pod foodtrucka Byczy Burger, gdzie naszą uwagę przykuł „Hot” czyli burger w wersji na ostro z pomidorowo-cebulową salsą, papryczkami jalapeño i nachosami na dokładkę. Nie ukrywam, że taki a nie inny wybór wynikał również z tego, że druga współautorka bloga naprawdę chciała odebrać zamówienie słysząc „Hot Aga” 😉 Ponieważ, jak nas poinformowano „dobre burgery pieką się długo”, na danie trzeba było czekać około 40 minut. W tej sytuacji postanowiłyśmy znaleźć coś na podtrzymanie apetytu, czym okazały się słodkie naleśniki we wspomnianym wcześniej Foodszaku. Choć znajdował się nieco na uboczu, zdecydowanie zwracał uwagę, ponieważ był „futrzakiem” nie tylko nazwy – pokrywało go różowiutkie i bardzo przyjemne w dotyku futro.

Wrocław StrEAT foodtruckowa rozpusta_10

We wnętrzu cztery urocze dziewczyny smażyły naleśniki ze słodkimi i słonymi dodatkami. Nasz wybór padł na kombinację masła orzechowego, karmelu i bananów, co samo w sobie brzmi świetnie i jak się okazało, jeszcze lepiej smakuje. Cienki, delikatny naleśnik był świetnym tłem dla wyrazistych w smaku dodatków, wśród których królowało masło orzechowe z kawałkami fistaszków – palce lizać! W tej beczce słodkości jest jednak łyżka dziegciu – cena. Za wprawdzie bardzo smacznego, ale w gruncie rzeczy małego naleśnika zapłaciłyśmy… 16 złotych. Nieco powiało pierogami z Pendolino. Dziewczyny z Foodszaka, wasze naleśniki są tak dobre, że naprawdę zarobicie nawet schodząc do 10 zł za porcję.

Wrocław StrEAT foodtruckowa rozpusta_2

Burger, którego zjadłyśmy później był dobry, ale w ostatecznym rozrachunku nie wart tak długiego oczekiwania. Pochwały należą się za dużą ilość świeżych dodatków i nachosy, które dodały daniu chrupkości. Sam burger był smaczny, choć nie zachwycający, podobnie jak bułka. Koniec końców, danie było warte swojej ceny, ale bez efektu „WOW”, zwłaszcza biorąc pod uwagę czas oczekiwania. W tym wypadku zaszwankowała nie kuchnia, ale organizacja.

Wrocław StrEAT foodtruckowa rozpusta5

Po burgerze nasze żołądki zaczęły protestować, więc poszłyśmy na kompromis i ostatnie dwa dania wzięłyśmy na wynos. Ja postawiłam na propozycję z niepozornego foodtrucka Food Fuzja, który okazał się moim odkryciem kulinarnym imprezy. Z krótkiego, ale intrygującego menu wybrałam pierogi z konfitowaną wołowiną, pianą z pietruszki, pieczonymi burakami, cebulą oraz smażonym boczkiem, i to za jedyne 14 zł. Buraczki niestety wyszły, ale reszta wylądowała w piankowym opakowaniu. Agę zaintrygowało burrito z dodatkiem kaktusa w pobliskim Fit-Fat Foodtruck Katowice i właśnie je wzięła ze sobą do domu. Po powrocie oba były wprawdzie kiepskim obiektem zdjęć, ale to nie przeszkodziło w degustacji. Pierogi nawet na zimno smakowały świetnie. Wołowy farsz, mielony co najmniej kilka razy, był miękki, puszysty, soczysty i fajnie doprawiony z wyraźnie wyczuwalną ostrą nutą, a ciasto miękkie i sprężyste. Równie dobry, nawet na zimno, okazał się smażony boczek, a cebula i piana z korzenia pietruszki były delikatną przeciwwagą dla mięsnej bazy. Burrito z kaktusem okazało się niewypałem smakującym bardziej papryką z konserwy niż egzotyką, choć można przypuszczać, że na ciepło danie byłoby znacznie lepsze.

Na koniec StrEAT-u nie mogłam odmówić sobie zjedzenia wspomnianej wcześniej waty cukrowej, którą uwielbiam za to, że jak żadna inna słodkość z dzieciństwa mimo upływu lat wciąż smakuje tak samo. Stoisko kusiło watą w wielu smakach, w tym banana, truskawki, coli czy czekolady, ale wybrałam białą klasykę. Jak widać na zdjęciu, nawet mała porcja była imponująca, a do tego tak smaczna, jak tylko lekka, cukrowa chmura być może. Dobrze wiedzieć, że pewne rzeczy się nie zmieniają.

800
Wrocław StrEAT foodtruckowa rozpusta_7

Na koniec dodam, że smakowy egzamin Agi na szkolną szóstkę zdała kawa z mobilnej Taho Café, gdzie ja wypiłam dobrze mi znaną i niezmiennie smaczną lemoniadę, a ewidentnym hitem zlotu, którego koniec końców nie spróbowałyśmy, były tybetańskie pierożki z foodtrucka Momo-Smak Kuchnia Tybetańska. Był najbardziej oblężony już na marcowych „Ulicożercach” i również tym razem właśnie pod nim ustawiały się najdłuższe kolejki. To jeden truck do nadrobienia, a drugim na pewno będzie Naan Tandoori&Grill, wrocławska świeżynka z indyjskim przysmakiem w nietypowej odsłonie. Recenzje już wkrótce!

Wrocław StrEAT foodtruckowa rozpusta_4

Wrocław StrEAT foodtruckowa rozpusta_9

Kasia

2 komentarze
  1. Bini 9 lat ago

    Ja się nie mogę doczekać festiwalu foodtracków w Poznaniu! <3
    PS. Najlepsza pizza? Zapraszam do Poznania 😀
    Testujcie pizze dziewczyny! Zrobimy 'clubbing' po Wrocławiu, jak kiedyś tam dotrę 🙂
    PS 2. PIERWSZA! hih

    Reply
  2. Asia 9 lat ago

    Oczywiście pierożków jeszcze na żadnym ze zjazdów nie zaznałam, bo zawsze jest 5000000 ludzi w kolejce i, choć jestem cierpliwa, na serio nie chce mi się stać 1h w kolejce :(((

    PS Fajna recenzja!

    Reply

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również