Kulinarne odkrycia na Krzykach
Choć coraz częściej w poszukiwaniu miejsc klimatycznych oraz smacznych wybieramy się poza rynek, poziom „osiedlowej” gastronomii wciąż nas zadziwia. Czas więc odczarować mit kebabów i podrzędnej kuchni z dala od centrum i przyznać, że na peryferiach karmią równie dobrze.
Swojsko brzmiąca Stodoła jest przestronnym lokalem usytuowanym w sercu wrocławskich Krzyków, czyli na ulicy Krzyckiej (drugi lokal położony jest na Ołtaszynie). Mieści się wśród tutejszych bloków, a oprócz pokaźnej przestrzeni wewnątrz knajpki, dla odwiedzających dostępny jest także zewnętrzny ogródek.
W karcie znajdą coś dla siebie smakosze pizzy, burgerów, mięsnych dań głównych, makaronów czy sałatek. Wszystko to popić można oczywiście piwem, ale też nienajgorszej jakości kawą. Jest więc niemały misz-masz, ale też dostowanie się do trendów, które od dłuższego czasu kierują naszymi żołądkami. Dla spragnionych słodkości po obiedzie w menu znajdą się też desery.
Wyprawa w kilka osób do Stodoły na obiad może być przyjemnym doświadczeniem, ale wyłącznie dla tych uzbrojonych w cierpliwość. Obsługa ma problemy ze sprawnym zadbaniem o wszystkich gości, co wynika nie z opieszałości, a liczby stolików i panującego tutaj ruchu. Dania dotarły do nas po prawie godzinie, co, sądząc po nietęgich minach reszty gości, tego dnia było standardem również przy innych stolikach
Dwoje z nas wybrało kurczaka baby, pozostała dwójka makaron. Kurczak baby to połączenie fileta ze szpinakiem, suszonymi pomidorami i serem feta. Do tego frytki belgijskie i sałatka. Czy frytki rzeczywiście były belgijskie? Nie mam pewności, ale tak, jak nie sposób teraz znaleźć lodów, które nie są naturalne, tak i nieomal wszystkie frytki zwą się belgijskimi. Kurczak był smaczny, dobrze przyprawiony, ładnie podany i współgrał z dodatkami. Całość komponowała się poprawnie i smacznie, a za danie zapłaciłam 25 złotych.
Choć ja nie zamawiałam makaronów, miałam okazję podejrzeć i potestować ich smak wraz z moimi współtowarzyszami. Spora porcja dobrze przyrządzonej pasty kosztuje tutaj około 20 złotych.
Na koniec, jak zwykle deser i tutejsza panna cotta (11 zł), która totalnie skradła mi serce. Rozpływający się w ustach pudding o umiarkowanym poziomie słodyczy, do tego kwaskowaty mus malinowy i świeża mięta. Pycha!
Stodoła to miły lokal poza centrum, który warto odwiedzić będąc w okolicy. Mały minus pod postacią długiego oczekiwania na dania zniwelowała miła atmosfera i ciekawe dania. Z pewnością tu wrócę, zwłaszcza, że nie miałam jeszcze okazji skosztować tutejszej pizzy. Biorąc pod uwagę, że mieszkam po drugiej stronie miasta, zapowiedź powrotu stanowi dla Stodoły najlepszą rekomendację.