Recenzujemy

Oszlifowana kuchnia w Brylantowej

Różne odcienie kuchni w Brylantowej 16

Restauracje, które już na wstępie oferują coś więcej, niż tylko poprawnie przyrządzone dania, odwiedzamy chętniej. Trudno uchwycić to „więcej” – dla jednych jest to dogodność lokalizacyjna, dobre oświetlenie, wyszukane smaki czy specyficzna atmosfera. Brylantowa 16 sygnowana jest hasłem „kuchnia emocjonalna”. Odważnie, bo przecież emocje uchwycić najtrudniej, a już zwłaszcza pokazać je tylko w pozytywnym świetle. Czy się udało?

Prosty, choć niesztampowy wystrój. W Brylantowej nie uświadczymy wszechobecnych palet, jasnego drewna, surowych cegieł na ścianach i odkrytych żarówek. Zamiast tego z sufitu zwisają rośliny, przyjemne światło roztaczane jest dzięki oryginalnym lampom-kulom przywodzącym na myśl bombki, a klimatu wnętrzu dodają ogromne przydymione szyby, zajmujące niemal całą powierzchnię lokalu. Naprzeciwko natomiast podglądać można kucharzy, którzy w otwartej kuchni pieczołowicie pracują nad swymi daniami.

Brylantowa_42

Brylantowa_4_1200

Brylantowa_25

Nasza kuchenna gra emocji rozpoczęła się od testowania focacci. Przyrządzona z różnymi warzywami, w towarzystwie oliwy, stanowiła doskonałe preludium do dalszej części wieczoru.

Brylantowa_5

Później miało stać się intensywniej – na stole pojawiła się przystawka. Raviolo z bobem, serem pecorino i… szałwią. Cieniutkie ciasto i farsz, którego nie sposób porównać smakowo do innych potraw. Zdecydowanie warte powtórzenia.

Brylantowa_1_1200

Ależ wszyscy czekają przecież na gwóźdź wieczoru, makarony, które kryją się nawet w logotypie restauracji. Już za moment pojawia się więc papardelle (jak na razie jedyny typ makaronu Brylantowej, by w mnogości opcji nie zatracić jego poprawnej formy i smaku) podane w towarzystwie sosu pomidorowego i owoców morza. Z niekłamaną przyjemnością odkrywam w potrawie krewetki, mule i przegrzebki delektując się równocześnie wybornym makaronem.

Brylantowa_52

Nie ma czasu na dłuższe zastanawianie, bo na stół wjeżdża kolejna odsłona papardelle. Sugerując się poprzednim smakiem, bez chwili zabieram się za jedzenie, kosztując zaskakującej kompozycji mięsa z dodatkiem chili, orzechów i gdzieś na końcu wyczuwalnej limonki. Smakuje to na tyle dobrze, że wciąż nie dociekam, jakie to mięso, gdy do mych uszu dobiega „serca wołowe”. Hola, ja przecież z zasady nie jadam podrobów – z ostatnią wątróbką spotkałam się w czasach kapciowego worka z muchomorkiem i leżakowania (nie mylić z winem). W tym momencie dotarło, że przełamywanie barier będzie dla mnie interpretacją emocjonalnej kuchni Brylantowej 16.

Brylantowa_26

Zwieńczeniem kolacji był oczywiście deser, który choć smaczny, nie był w stanie przebić poprzednich doznań. Crumble z rabarbarem i miętowym sosem angielskim było smaczne, ciekawie skomponowane, a wielce zaplusował u mnie doskonale kremowy i orzeźwiający sos. Po dłuższym zastanowieniu, odebrałabym chyba jednak nieco słodyczy kruszonce.

Brylantowa_2_1200

Kucharz Brylantowej bawi się konwencją – miesza standardowe składniki, dodaje nietuzinkowych przypraw, a przede wszystkim komponuje dania w ten sposób, że na myśl nie przyjdzie sięgać po sól i pieprz. Wizyta w lokalu dostarczyła mi zatem więcej emocji, niż nawet mogłabym się spodziewać. Polecam więc wszystkim spragnionym wrażeń, nie tylko mieszkańcom Ołtaszyna.

Aga

1 Komentarz
  1. Monika 8 lat ago

    Nie wiem co się ostatnio dzieje w tym mieście, ale ceny w restauracjach, a raczej bistrach, rosną z miesiąca na miesiąc!!!
    Z całym szacunkiem do Brylantowej 16, ale położenie na na osiedlu na krańcu świata, a ceny jak w centrum miasta. I nie dotyczy to tylko miejsc na obrzeżach Wrocławia. Centrum też życzy sobie słono płacić, za dania z prostych i niedrogich składników.
    Dlaczego np. w Krakowie można zjeść smaczniej o o wiele taniej?
    Jestem wrocławianką i smutne to….

    Reply

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również