Recenzujemy

Pizzeria Bravo: lata 90. powróciły

Grunwald nostalgicznie

Gdy kilka lat temu (a właściwie już prawie 10) przyjechałam do Wrocławia na studia myśl o tym, że kiedyś będę pisać o lokalnej gastronomii byłaby równie absurdalna, co doktorat w Katedrze Mikroekonomii. Studenckie wybory jedzeniowe, tak różne od obecnych, skutecznie ograniczał niezbyt elastyczny budżet. Moją codziennością i wybawieniem był bar mleczny Miś, a „fancy wyborem” potrawy za kilkanaście złotych w Cegielni. Kasi wyborem, z racji na lokalizację, częściej bywała natomiast Pizzeria Bravo.

Minęło sporo czasu, dużo się zmieniło w światku gastronomicznym i w naszym postrzeganiu jedzenia na mieście. Powstało wiele ciekawych konceptów, kuchnia świata przestała być kojarzona z podrzędnej jakości chińszczyzną, a sporo interesujących miejsc jednak nie przetrwało próby czasu i zniknęło z rynku. Niezmiennie odkąd pamiętamy w okolicy Placu Grunwaldzkiego studentów (i nie tylko) karmi Pizzeria Bravo, a pustki tutaj nie mają racji bytu. Postanowiłyśmy sprawdzić w czym tkwi fenomen tego miejsca i czy nasze kubki smakowe wraz z ostatecznym wylogowaniem się z USOSa przeżyły wielką metamorfozę.

Przestronne wnętrze Pizzerii ostatnimi czasy pojaśniało, a prócz jasnych stolików i drewnianych krzeseł umieszczono tu również wygodne kolorowe kanapy. Nad barem modny neon informuje klientów, gdzie się znajdują, a mi na myśl przywodzi również nieistniejącą już gazetkę czytaną ukradkiem w dzieciństwie. Skojarzenie z latami 90-tymi nie jest przypadkowe. Menu to również klasyk lat 90 – pizze, makarony, naleśniki i kilka ciepłych przekąsek. Liczba wariacji (łącznie prawie 50!) to w moim odczuciu oczko do klienta i komunikat: może i jesteśmy z poprzedniej epoki, ale nie zamierzamy się z to wstydzić.

W całym tym dobrodziejstwie potrzeba chwili, by złożyć odpowiedni zamówienie. W końcu decydujemy się na małą pizzę classic (11,60 zł), małą ucztę serową (13,70 zł), spaghetti al pomodoro (9,50 zł) oraz naleśniki prowansalskie (13,80 zł). Wydać tu 20 zł na danie dla jednej osoby to sztuka, co w obecnych czasach jest rzadkością.

Mija może 10 minut i po wywołaniu nas przez panią przyjmującą też zamówienia otrzymujemy makaron i naleśniki. Porcja spaghetti powinna nasycić każdego – obejmuje ona kopiec makaronu (nawet nie rozgotowanego, choć odgrzewanego) z sosem pomidorowym co prawda z pulpy, ale obficie przyprawionym czosnkiem i oregano. Wierzch zdobi ser mozzarella, i może nie jest to bufala, ale wydaje się świeża. Pierwsze skojarzenie? Domowa odsłona spaghetti przygotowana naprędce, ale i na świeżo.

Specjalnie nie rozczarowują też naleśniki. Cieniutkie ciasto (dziwi, że aż tak cienkie), a wewnątrz sporo szpinaku w formie liści i ser feta. Na wierzchu trochę spieczonego sera. W smaku poprawnie, czuć czosnek, a w kategorii niedociągnięć umieszczam tylko niedobór soli. Znów na myśl przychodzi proste, domowe, gdyby nie ser, to prawie fit-danie danie.

Zwieńczeniem naszej ekonomicznej uczty były dwie małe pizze. Placek Kasi to klasyka z salami, pieczarkami i papryką pepperoni. Moja uczta serowa to połączenie czterech różnych serów: mozzarelli, enigmatycznie brzmiącego żółtego sera, fety oraz sera pleśniowego. Cóż rzec na temat pizzy? Znów powiało latami 90 i pizzą jedzoną od święta. Grube, ciężkie, chlebowe ciasto przykrywa niewielka ilość sosu pomidorowego i hojna warstwa sera (czy to gouda, czy edamski?) oraz dużo dodatków. Tak daleko od neapolitany, a mimo to swojsko i smacznie, zwłaszcza w towarzystwie sosu pomidorowego (nie ketchupu!) i sosu czosnkowego niezłej jakości.

W kategorii: „jestem przed wypłatą/ mam kaca/ znudziło mnie foie gras” wycieczka do Pizzerii Bravo to doprawdy niegłupi pomysł. Nikt tu niczego nie udaje, nie polewa talerzy balsamico układając przy tym kwiatki z rukoli. Bywa ciężko, ale domowo i ze smakiem. Jeśli szukacie wytchnienia od zadęcia na talerzu, odwiedziny w Bravo mogą pomóc. Bo będzie przewidywalnie i prosto, ale też świeżo – przy tylu gościach każdego dnia wizja zatrucia jest równie prawdopodobna, co ten mój doktorat.

Pizzeria Bravo
Plac Grunwaldzki 18

Aga

1 Komentarz
  1. Ewa,Mirek,Ola 4 lata ago

    Trzeba być zdesperowanym ,żeby tam zjeść pizzę ! I ją jeszcze polecać !?
    Ciasto bez smaku o konsystencji buly,były bez smaku,coś jak spód od uschnietego cebularza !!!!
    Reszta już nie cieszy,bo to ,nie jest to ,co kilka lat wstecz …..
    Jak będziemy desperadzko głodni zjemy hot dogi z żabki !!!

    Reply

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również