Recenzujemy

Cheese is more: comfort food na szóstkę (i żółte dinozaury!)

Na wejściu wita Cię modlitwa do serowego boga, do sztućców dostajesz rożka na samodzielnie robione lody, a z doniczek łypią plastikowe dinozaury. Cheese is more to nie tylko bardzo smaczna kuchnia, ale też świetnie przemyślamy koncept.

Na polski grunt z powodzeniem udało się przeszczepić kilka kultowych klasyków amerykańskiej gastronomii, ale nie tylko burgerami, tłustą pizzą i tex-mexem ta kuchnia stoi. Cheese is more wzięło na warsztat swojski makaron z serem, czyli mac’n’cheese. Potrawę tylko z pozoru banalną, bo mającą własne wariacje w niemal każdym amerykańskim domu. Kluczem do sukcesu tego dania jest zachowanie jego ciągnącej, lekko kremowej konsystencji, dzięki czemu każde makaronowe kolanko można z łatwością oderwać od ciągnącej, serowej masy. W Cheese is more to zdecydowanie się udało. Gorące patelnie pełne zapieczonego z serem makaronu to widok wzięty z najdzikszych fantazji entuzjastów klasycznego comfort food.

Menu jest krótkie i zawiera pięć pozycji makaronowych (w tym jedną wegańską, na bazie nerkowców) plus przekąski i napoje. Wszystkie mac’n’cheesy bazują na makaronie typu kolanko łączonym z różnymi rodzajami sera. W klasyku (22 zł) znalazły się cheddar, parmezan, mimolette i mozzarella, a z kolei do stworzenia patelni lokalnej (26 zł) wykorzystano znane tutejszym smakoszom sery z Wańczykówki i Ślubowa, którym towarzyszy świetna, wędzona kiełbasa. To właśnie te dwie pozycje trafiły na nasz stół, wraz z ze wspomnianymi już wafelkami do lodów. Tuż przy wejściu znajduje się maszyna do lodów włoskich, którą każdy z gości może samodzielnie obsłużyć się po serowej uczcie całkowicie bezpłatnie.

Nie rozwodząc się długo, tutejszy makaron z serem jest wszystkim, czego można oczekiwać od tego dania. Wyrazisty, sycący, bosko ciągnący i dobrze doprawiony. Z wierzchu złocisty, w środku kremowy i wilgotny. Chcący nieco urozmaicić smak mogą dodać srirachy, tabasco lub chrupiącej posypki, co również gorąco polecam. Porcje na pierwszy rzut oka wyglądają na nieduże, ale nawet mój spory głód nie wystarczył, żeby zjeść nawet połowę. Na szczęście gotowa na to kuchnia ma na stanie także pojemniki na wynos.

Pisząc o tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o klimacie. Wnętrze urozmaicają intensywnie żółte i różowe akcenty oraz zieleń doniczkowych roślin przetykana żółcią plastikowych dinozaurów.

Uwagę bez dwóch zdań przykuwa też neon głoszący „I only pray for cheesus”, który nie pozostawia wątpliwości, że tutaj ser jest religią. Mający wątpliwości co do tego, jak powstają dania, mogą zajrzeć do lodówki. Za przeszklonymi drzwiami piętrzą się smakowite krążki lokalnych serów gotowych do starcia z talerzem makaronu.

Wchodząc tu trudno się nie uśmiechnąć (przy okazji, koniecznie sprawdźcie wystrój łazienki). Możliwość skorzystania z maszyny do lodów to kropka nad „i” tego pysznego i przemiłego doświadczenia.

Warto zaznaczyć, że choć to danie kojarzy się zupełnie nie-letnio, świetnie działająca klimatyzacja pozwala w pełni skupić się na zawartości talerza.

Wizytę w Cheese is more polecam zdecydowanie, więc niech serowy bóg tłumnie prowadzi Was prosto na Igielną 😉

Cheese is more
ul. Igielna 14-15

Kasia

1 Komentarz

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również