Recenzujemy

Fabryka: perełka z peryferii

…czyli smaczne Stabłowice

Oczekiwania wobec kuchni są odwrotnie proporcjonalne do odległości od centrum. Im dalej od serca miasta, tym niżej zawieszamy poprzeczkę. Mieszkając na Psim Polu bardzo nad tym boleję i ze smutkiem obserwuję, jak dobrze zapowiadające się lokale rozmieniają na drobne swój początkowy potencjał. Tworzy się błędne koło – restauratorzy uznają, że nie ma sensu się starać dla niewymagającego klienta, a klienci odpływają z lokali, które nie są w stanie ich wymaganiom sprostać. Na szczęście wyjątków od tej niechlubnej reguły przybywa, a jednym z nich jest Fabryka na Stabłowicach.

Wybierając się w tej rejon miasta na usta ciśnie się klasyczny wstęp do bajek mówiący o siedmiu górach i lasach, bo Stabłowice to dzielnica zdominowana przez budownictwo mieszkalne. W takiej scenerii zastajemy budynek Fabryki dzielący lokalizację ze sklepem Społem. Ale niech post-PRLowskie sąsiedztwo Was nie zwiedzie – lokal jest urządzony przyjemnie i nowocześnie, z dwoma salami w skrajnie różnych stylach. Większa jest miksem najpopularniejszych obecnie trendów w urządzaniu restauracyjnych wnętrz. Mamy surowe drewno i proszkowany metal, chyba najpopularniejsze „dizajnerskie” krzesła, nisko wiszące lampy z metalu, długi stół i kredową tablicę. Druga sala, zapewne urządzona z myślą o rodzinnych uroczystościach, jest bielusieńka i rustykalna. Choć bliżej nam do drewna i Tolixów, lepsze światło każe nam wybrać białą salę.

Karta, obowiązkowo drukowana na płachtach papieru, jest typowa dla restauracji tego typu. Międzynarodowa, ale z polskimi akcentami i sekcją z serii fast food, tym razem reprezentowaną przez burgery.

Na przystawkę zamawiamy krewetki z chilli, czosnkiem, pietruszką i selerem naciowym oraz zupę rybną na tajską modłę. Z dań głównych ja wybieram rostbef z ziemniakami z ogniska i lekką sałatką, natomiast Aga burgera Hiszpana z jalapeno, płynnym serem, chorizo i sosem mojo.

Krewetki (19 zł) są wyjątkowo smacznym wstępem do posiłku. Odpowiednio miękkie i lekko chrupiące, świetnie sparowane z duszonym na maśle selerem naciowym i podkręcone cząstkami chilli smakują naprawdę wyśmienicie. Sałata na tym talerzu jest jednak kompletnie niepotrzebna, podobnie jak aż trzy bułeczki.

Daniem na naprawdę solidny głód jest także rostbef (39 zł). Hojnie doprawiony świeżym pieprzem i  nietypowo sparowany z cytrynowo-jogurtowym sosem. Kawał mięsa miał spokojnie około 300 gramów, a połączony z trzema ziemniakami i solidną porcją sałatki zaspokoi nawet największy głód. W tym daniu soczyste, dymne mięso bez dwóch zdań gra pierwsze skrzypce, daleko w tyle pozostawiając wdzięcznie wyglądające (i umiarkowanie smaczne) ziemniaki „w popiele”.

Zupa rybna Agi (15 zł) również wpisała się w dobry, smakowy trend. Słodkie mleczko kokosowe podrasowane nutami curry, trawy cytrynowej i chilli dobrze komplementowało rybę stanowiącą smakową bazę całości. Zupa była bardzo delikatna i tylko na wpół tajska, zapewne w ramach ukłonu dla polskiego podniebienia.

Niewypałem okazał się burger (26 zł). Twarde i przeciągnięte mięso zaserwowano z paprykowym sosem mojo, który nie przypadł Adze do gustu. Chorizo nie zachwyciło, podobnie jak frytki, którym zabrakło chrupkości. Dziwacznym konceptem był też półpłynny ser, ale światełkiem w tunelu okazało się naprawdę smaczne pieczywo i dodatek jarmużowego pesto. Koncepcyjnie Hiszpan to bardzo ciekawa propozycja, niestety, praktyka szwankuje.

Mimo tego zgrzytu, trzy udane dania na cztery to naprawdę dobry wynik i wystarczający powód, żeby odwiedzić to miejsce ponownie. Nie wiem, czy specjalnie nadkładając drogi z drugiego końca miasta, ale będąc w pobliżu z chęcią wgryzłabym się ponownie w ten soczysty kawał rostbefu.

Kasia

Restauracja Fabryka
Ul. Wełniana 31
Pn-Ndz: 12:00-22:00

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również