Recenzujemy ,  TOP

Top pięć dań z nowego menu Dinette

Żeberka kontra imbir.

Dzięki uprzejmości koleżanki po fachu, Mai z bloga Ja tu tylko jem (raz jeszcze pięknie dziękuję!), miałam okazję wziąć udział w degustacji najnowszego menu Dinette zanim trafiło do karty. Restauracja organizuje je przy każdej zmianie menu, ale miejsc jest mało, a wejściówki schodzą na pniu, więc na kolację przedpremierową szansę mają nieliczni.

degustacja

Ale zanim o jedzeniu, słów kilka o doświadczeniu. Dania są serwowane przy wspólnym stole, w porcjach nieco mniejszych, niż standardowe, ale na tyle dużych, żeby zaspokoić nawet spory głód. Degustacja składa się z pięciu potraw, od zupy po deser, do których można się raczyć nieograniczonymi ilościami wody i wina. O tym, co na talerzach, barwnie i z pasją opowiada właścicielka restauracji, która pyta też o wrażenia po każdym daniu, a na koniec przedstawia kuchenny zespół. Dzięki temu wszyscy goście mają czuć się wyjątkowo i zdecydowanie tak jest.

A więc do meritum, czyli rankingu dań zaserwowanych podczas degustacji.

Dorsz z duszoną kapustą

dorsz

Polędwica z dorsza na pewno trafiłaby na szczyt listy, bo smakuje absolutnie genialnie. Krucha, soczysta, z chrupkim brzegiem i minimalną ilością przypraw, które wydobyły jej naturalny smak. Gdyby takie ryby podawano w szkolnych stołówkach, dzieciaki nawet nie spojrzałyby na hot doga. Sęk w tym, że dorsza zaserwowano w dosyć osobliwym, jak na mój gust, towarzystwie, czyli z ogromnym liściem kapusty marynowanej w sosie sojowym, czerwonym curry, kandyzowaną cytryną, puree z selera i brokułami. Zamiana cytryny świeżej na jej kandyzowaną, ale wciąż kwaśną skórkę, to bardzo fajny i nieoczywisty pomysł, ale było jej zdecydowanie za mało . Talerz całkowicie przytłoczyła kapusta, która nie przypadła mi do gustu ani formą, ani smakiem, podobnie jak czerwone curry. Puree było smaczne, ale znów w ilości symbolicznej, a brokuły trafiły na talerz chyba tylko po to, żeby dodać mu nieco koloru.

Krem z cebuli

krem z cebuli2

Jeśli spodziewacie się francuskiego bulionu z paseczkami cebuli i czapą z ciasta, bądźcie gotowi na zaskoczenie. Szef kuchni zaserwował lekki, delikatny krem warzywny ze szczypiorkową oliwą, kozią śmietanką i grzankami z nutką miodu. Lekki na tyle, że po pełnym talerzu bez strachu można pocałować nieznajomego. Zupie nie mam nic do zarzucenia, a to, że trafiła na miejsce czwarte świadczy wyłącznie o tym, z jak dużą konkurencją w menu musi się zmagać.

Żeberka na pieczonym selerze

zeberka

Pieczone przez 11 godzin, dosłownie rozpływające się w ustach i hojnie skrojone. Żeberka w Dinette są bez dwóch zdań najlepszymi, jakie jadłam w życiu. Powiem więcej, nie sądziłam, że to niepozorne mięso może smakować tak świetnie. Żałowałam jedynie, że żeberka pojawiły się na stole jako danie czwarte z kolei i najzwyczajniej zabrakło mi na nie miejsca w żołądku. Dodatki tym razem były trafione w punkt, od chrzanowej posypki na mięsie przez jabłkowe puree (tylko czemu tak mało?) po pieczonego selera i kaszę gryczaną z morelami. Pycha!

Krem kardamonowy z ananasem

deser1

Moja świetna, deserowa passa trwa. Najpierw obłędne ciasto w My Corner, a teraz przepyszna wariacja na temat panna cotty w Dinette. Niepozorny deser składa się z lekkiego kremu na bazie mascarpone z wyraźną nutą kardamonu, pieczonych śliwek, kokosowego crumble i mojego ulubionego elementu, czyli kawałków ananasa z wyraźnym posmakiem karmelu. Fakt, można by nieco popracować nad prezentacją, bo danie wygląda bardziej „domowo”, niż restauracyjnie, ale smak wszystko rekompensuje.

Orzechowe risotto

risotto

And the winner is… Risotto! Tu przyznam, w grę weszły kwestie wybitnie subiektywnych przyzwyczajeń, bo risotto to jedno z moich ulubionych dań. Tak się również składa, że gdy dwa lata temu po raz pierwszy odwiedziłam Dinette, jadłam właśnie risotto, które nie pozostawiło wątpliwości, że to początek długiej i bardzo smakowitej znajomości. To danie pojawia się w każdym menu Dinette i kuchnia dokłada wszelkich starań, żeby zaskakiwało. Tak było i tym razem, bo bazą risotta były orzechy włoskie, które razem z palonym masłem i parmezanem tworzą naprawdę genialne połączenie. O jego chrupkość i odrobinę świeżości zadbały same orzechy, kawałki selera naciowego oraz boczek. Kropką nad „i” było słodko-kwaśne jabłko, którym danie udekorowano. Jadłabym bez końca, gdyby tylko żołądek pozwolił.

Honourable mention: sorbet imbirowy

Gdzie tam dorsz, żeberka, karmelowe ananasy czy nawet risotto. Podczas degustacji na łopatki powaliła mnie łyżeczka imbirowego sorbetu, podana na koniec kolacji jako teaser drugiego z deserów. Gdybym miała więcej śmiałości, za tę jedną łyżkę padłabym do stóp autorowi deseru, czyli pastry chefowi Dinette, który ewidentnie wie, jak podbijać podniebienia łasuchów. Gwoli formalności, sorbet jest dodatkiem do puddingu chlebowego, ale dla mnie gwiazda na talerzu będzie tylko jedna. Przy tej okazji apeluję do Dinette o wprowadzenie możliwości kupowania lodów na wynos, najlepiej w pojemnikach XXL.

Kasia

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również