Recenzujemy

Whiskey in the Jar: mięsne namiętności

Burgery na ruszt!

Jeśli mieliście jakiekolwiek obawy, że w związku z wegetariańskim coming-outem Agi z bloga zniknie mięso, możecie z ulgą je porzucić. Po serii wpisów stricte i około-roślinnych wracamy do królestwa wołowiny i rusztu, czyli Whiskey in the Jar. Tym razem sprawdzamy, czy tutejsze burgery dorównują jakością stekom.

Półmrok, neony, skórzane kanapy i rockowo-motocyklowy klimat to niezmienne wyznaczniki stylu tego lokalu – swoje wrażenia w szczegółach opisałam we wcześniejszym wpisie. Po kolejnej wizycie polecam zajęcie miejsc w skórzanych lożach w sali po prawej stronie. Tu gwar jest nieco mniejszy, a kameralność sprzyja długim nasiadówom przy jak zwykle fenomenalnych drinkach.


Jary z whiskey i dodatkami na ponad 20 sposobów to obok steków flagowa pozycja w karcie. Mocne, różnorodne, od wytrawnych po przesłodkie landryny, a do tego wyjątkowo cieszące oko. W gusta większości powinien trafić jabłkowo-cynamonowy klasyk, a fanom słodkości polecamy wariację wiśniowa bądź arbuzową.

W obszernej karcie Whiskey in the Jar znajdziecie sporo przystawek, spośród których wybraliśmy dojrzewającą polędwicę wołową i krążki cebulowe. Plasterki mięsa urzekały wyjątkowo subtelnym smakiem i maślaną strukturą, skontrastowanymi z wyrazistością oliwek i liści rukoli towarzyszących im na desce. Krążki to neutralna i wbrew pozorom umiarkowanie tłusta przekąska, która dostaje solidnego, smakowego kopa od towarzyszących jej sosów. Zwróćcie uwagę zwłaszcza na wariacje barbeque i z dodatkiem sera blue.


Whiskey odwiedziliśmy we czwórkę i z myślą o burgerach, ale ostatecznie na naszym stole wylądowała także nowość z karty, czyli 800-gramowy stek Tomahawk z sezonowanego antrykotu. W tutejszych stekach zakochałam się przy pierwszej wizycie, a dłuższa rozłąka tylko tę miłość wzmocniła. Mięso było w punkt wysmażone, miękkie, lekko ciągnące i soczyste, z wyraźnym posmakiem dymu i rozmarynu, podbite ostrością pieprzu. Gwoli ścisłości dodać jednak trzeba, że 800 gramów to masa całego steka z kością włącznie. Czystego mięsa jest około 600-700 gramów, a więc i tak wystarczająco, żeby ujarzmić nawet największy, mięsny głód.


Z listy burgerów wybraliśmy pozycje klasyczne, czyli Big Burgera z bekonem, cheddarem, rukolą, pomidorem, czerwoną cebulą, ogórkiem konserwowym i sosem paprykowo-cebulowym oraz Teriyaki z serem lazur, roszponką, konserwową gruszką, pomidorem i wspomnianym sosem.W dwóch kawałkach miękkiej bułki znajdziecie dużą porcję chrupiących warzyw, wyraziste sery i solidnej wielkości burgera zrobionego z dobrego, sprawnie doprawionego mięsa. Nie ma mowy o chrząstkach, ścięgnach czy próbach maskowania miernej jakości wołowiny nadmiarem marynaty – wszystko jest tak, jak być powinno. Na pochwałę zasługują sosy, które ekipie Whiskey wychodzą bardzo dobrze, zwłaszcza w bardziej wyrazistych wariacjach. Do niczego przyczepić się nie mogę, ale podtrzymuję opinię, że do Whiskey najlepiej przyjść na steka.

(kilka słów od świeżo upieczonej wegetarianki)

W karcie coś dla siebie znajdą też wegetarianie – ja próbowałam burgera buraczano-jaglanego z prażonymi nasionami, kiełkami słonecznika, roszponką, ogórkiem konserwowym, sałatą i sosem czosnkowym. I tak, jak mięsne propozycje powinny smakować większości, tak burger buraczany nie skradnie serca każdego. Ja burakom zazwyczaj mówię nie (i może niech zabrzmi dwuznacznie), a w wersji z kaszą jaglaną sam kotlet wypada mdło i dość blado. Ratuje go smaczne pieczywo, ogórek, słowem: dodatki, ale to kotlet powinien się wybijać. Z pewnością pomógłby bardziej wyrazisty składnik do przełamania i hojniejsza szczypta przypraw. Co do konsystencji nie mam żadnych zarzutów.

Jeśli więc po Dniu Zakochanych macie dość słodkości, Whiskey in the Jar to świetna propozycja na mięsny detoks. Niech żar grilla rozpala Waszą miłość, w końcu nie od dziś wiadomo, że droga do serca prowadzi przez żołądek 😉

Kasia

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również