Recenzujemy

Od Koochni bistronomia: nie bój się zmiany na lepsze

Nowe miejsce, nowy pomysł

Bez zmian nie ma mowy o rozwoju, ale gdy dobra restauracja postanawia zrobić woltę, trudno nie mieć obaw o to, czy dawne, świetne smaki utrzymają się w nowej formule. Taka myśl mogła powstać w głowach fanów 1/7 od Koochni, które opisywałam kilka miesięcy temu. Ale bez obaw – w nowym miejscu i z nową koncepcją menu jest równie dobrze, jeśli nie lepiej niż było.

1/7 od Koochni ujęło mnie oryginalnym pomysłem na siebie. Zmieniające się codziennie menu za każdym razem składało się z dwóch zestawów, mięsnego i wegetariańskiego. W każdym z nich znajdowało się siedem niewielkich dań złączonych wspólnym motywem przewodnim. Kuchnia sięgała po inspiracje z kuchni świata lub podporządkowywała zestawy jednemu składnikowi, a odkrycie, co kryje dzisiejszy set, zawsze sprawiało mnóstwo frajdy. Proponowanie tak nowatorskiego menu wymaga sporych pokładów kulinarnego talentu, których w tym miejscu nie zabrakło. Na liście moich gastro-odkryć 2017 roku 1/7 od Koochni znajduje się w ścisłej czołówce.

Od niedawna nowe od Koochni bistronomia działa w miejscu Dobrej Karmy na Cybulskiego, a z jego nazwy zniknął ułamek. Oznacza to, że przy okazji zmiany lokalizacji modyfikacji uległa też filozofia stojąca za menu. Od tej pory jest ono tradycyjne, choć nadal zmienne – każdego dnia znajdziecie w nim inne dania. Zmiana miejsca to niewątpliwy plus, bo i lokal fajniejszy i lokalizacja bardziej przystępna, ale nie byłam pewna, czy uproszczenie karty nie odbierze knajpce uroku.

Z menu weekendowego wybraliśmy – na przystawkę – pierogi z mięsem kaczki i pieczonym jabłkiem w bulionie z marynowanymi wiśniami i olejem tymiankowym (21 zł) oraz grzybową z bitą śmietaną, tłuczonymi ziemniakami i prażoną cebulką (16 zł).

Na dobry początek na naszym stoliku wylądowało pesto z rukoli z domowym pieczywem. Pesto, dodam, na tyle smaczne, że zajadał się nim nawet sceptyczny wobec rukoli Wojtek, w czym zapewne pomogła solidna porcja czosnku i duża szczypta soli.

Ziemniaki w grzybowej przypomniały mi dzieciństwo – w moim domu tłuczone ziemniaki z cebulką lądowały w wielu zupach. W tej zdecydowanie czuło się las, śmietana dodawała delikatności, a gładki nudny krem szczęśliwie zamieniono na treściwą zupę z kawałkami warzyw, dzięki czemu nabrała głębi. Na rozgrzanie – propozycja idealna.

Nie dorównała jednak pierożkom z pieczonym jabłkiem, które wydobyło słodkie nuty mięsa i dodało mu wilgoci. Nuta tymianku subtelnie pobrzmiewała w wywarze, za to wiśnia dała mocne, słodko-kwaśno-korzenne uderzenie, które świetnie kontrowało wyjątkowo delikatny i lekki jak na ten typ mięsa bulion. Gdyby nie kolejne dania, pewnie poprosiłabym o dwie dodatkowe dokładki, tak świetna była ta propozycja.

Dobrą passę kontynuowały dania główne. W naszym wypadku były to policzki wieprzowe w cydrze z puree ziemniaczanym z dodatkiem palonego masła szałwiowego i pieczonymi warzywami glazurowanymi w miodzie z solą (29 zł) oraz kluski cytrynowe z musem porowym, opiekanym kalafiorem, orzechową kruszonką i kolendrą (25 zł).

Policzki to pozycja dla fanów klasyki. Kruche i delikatne mięso rozpadało się już na widelcu, puree było gładkie i maślane, a pieczone warzywa mięsiste i wyraziste, przez co świetnie ożywiały tę propozycję. Swoją drogą pieczone warzywa były moim faworytem podczas pierwszej wizyty w dawnym bistro od Koochni. Ale żeby nie było tak różowo, cydru w daniu nie wyczułam.

Wyłącznie pochwały należą się natomiast obłędnie miękkim kluseczkom podkręconym nutą skórki cytrynowej. Podano je z aksamitnym, kremowym sosem z porów i sparowano z chrupkim, zezłoconym kalafiorem. Bogactwo faktur i smaków zrobiło na mnie ogromne wrażenie, zwłaszcza gdy wszystkie składniki trafiały do ust w jednym kęsie. Lekkość cytrusów, „mleczne” nuty sosu porowego i dymne kalafiora – wszystko to tworzyło równie udaną, co zaskakującą mieszankę. Dla wegetarian to absolutnie pozycja obowiązkowa, ale i mięsożercy znajdą powody do zadowolenia.

Kropką (czy raczej śliwką) nad „i” tego obiadu okazał się domowy, śliwkowy kisiel z orzechami laskowymi i bitą śmietaną (13 zł). Tutejszy kisiel przywodzi na myśl gęste, podgrzane powidła, które przyjemnie chrupią dzięki dużej garści orzechów laskowych. Kleks niesłodzonej, bitej śmietany łagodzi intensywny smak śliwek. Mnie ten deser ujął, choć nie musi przypaść do gustu każdemu. Alternatywą są domowe ciasta, których przegląd można zrobić na barze.

Jak widać, zmiany w tym wypadku wyszły na dobre. Życzyłabym knajpce, żeby nowe menu i lokalizacja przyciągnęły do od Koochni bistronomia jeszcze więcej gości. Dwie niemal pełne sale w niedzielne popołudnie zwiastują murowany sukces, a warto zaznaczyć, że w nowej lokalizacji od Koochni to na równi knajpka dla foodies i rodzin z dziećmi. Będę tęsknić za smakowitymi zestawami, ale też nie mam większych obaw, że w nowej formule ta kuchnia zachowa swój wyjątkowy charakter.

Kasia

od Koochni bistronomia
ul. Wojciecha Cybulskiego 17/1a
Pn-ndz, 12:00-20:00

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również