Recenzujemy

Spichlerz karmi po królewsku

Nie ma balu bez uczty!

Kasia

Drogie czytelniczki, czy pamiętacie swoje dziecięce marzenia o bajecznych pałacach, białych rumakach i pięknych, balowych sukniach? Kilka tygodni temu miałam okazję przywołać je w pamięci przy okazji kolacji na Zamku Topacz w Ślęzie, a konkretnie w tamtejszej restauracji Spichlerz. Wytwornego balu i dekadenckich sukien nie było, ale potrawy, które miałam okazję zjeść, zasługują na miejsce na królewskim stole. I uprzedzam – w tej notce mój entuzjazm będzie lał się wiadrami.

Bez zbędnych wstępów – wspomniana kolacja odbyła się w ramach Restaurant Week, w którym Restauracja Spichlerz wzięła udział po raz pierwszy i po tym wieczorze nie mam wątpliwości, że podczas kolejnej edycji znów ją odwiedzę.

wnętrze

Przed przystawką na stołach pojawiło się amouse bouche, czyli wędzony na zimo tuńczyk z kremem z kaparów i warzywami i to ta symboliczna porcja najlepiej zapisała się w mojej pamięci. Krem był delikatny i śmietanowy, ale o wyraźnym, kaparowym posmaku i świetnie komponował się z rybą, choć jej smak mógłby być bardziej wyrazisty.

amouse bouche

Właściwą przystawką było gotowane w niskiej temperaturze jajko podane na smażonym jarmużu z chipsami z truflowych ziemniaków. W tym momencie mogę powiedzieć tylko jedno – szkoda, że nie było Was ze mną przy stole, bo przy tak świetnym jedzeniu trudno mi ubrać w słowa własne wrażenia. Chrupiący jarmuż i ziemniaki idealnie pasowały do delikatnego, miękkiego jaja, całość była świetnie i zdecydowanie doprawiona, a maczany w płynnym żółtku jarmuż przebija wszystko, co jadłam do tej pory.

przystawka

W tym momencie chciałabym zwrócić uwagę na fakt, że do tej pory piałam z zachwytu nad kilkukęsowymi porcjami, więc na przyjście dania głównego czekałam prawie jak na Gwiazdkę… I się nie zawiodłam. Wieprzowina w słodkim sosie z klasycznym, ziemniaczanym puree,  marchewką i prażonym porem to danie, które nie może nie smakować. Miękkie, świetnie doprawione mięso, klasyczne, ale dobrze zrobione dodatki, do tego ciekawa prezentacja i całkiem słuszna porcja – czego chcieć więcej? Nie wiem, czy to danie znajduje się w stałym menu, ale zdecydowanie powinno do niego trafić jako kalsyk tej restauracji.

danie główne

Deser zaskoczył mnie formą, ponieważ kokilka z orzechowym sufletem została przyklejona do talerza woskiem. Zabieg z pozoru prosty, ale niespotykany, a przede wszystkim logiczny, bo trudno przytrzymać palcami gorącą foremkę, gdy chcemy zjeść jej zawartość. Sufletowi, który, również bez niespodzianek, był idealny, towarzyszyły delikatne lody miodowe i słodkie ciastko z maku, które przy okazji urozmaiciło fakturę deseru.

suflet

O tym, jak bardzo smakowała mi ta kolacja niech świadczy fakt, że opisy wszystkich dań spisałam z pamięci po dobrych kilku tygodniach od wizyty w Spichlerzu. Świetnego jedzenia nie zapominam nigdy i z chęcią wracam po więcej, dlatego ta restauracja trafia na krótką listę tych, które polecam bez zastrzeżeń i każdemu, kto ceni kulinarne zachwyty.

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również