Recenzujemy

Falla – o takie falafle walczyliśmy

Na ten debiut wrocławski gastro-światek czekał z wypiekami – Falla jest najnowszym (a kolejne czekają w kolejce) lokalem w mieście czerpiącym z tradycji bliskowschodniego street foodu. Hummusy, mezze, szakszuki i falafle są kwintesencją tutejszego, niemal stricte roślinnego menu. Kciuki za Fallę trzymają szczególnie weganie i wegetarianie, którzy po głośnych zamknięciach Żyznej i Baszty szukają alternatywy dla niezmiennie fenomenalnego Wilka Sytego czy Ahimsy.

W ocenie Falli skupiam się na smaku, bez pretensji do autentyzmu kuchni – o tym po swoim niedawnym wypadzie do Izraela więcej mogłaby powiedzieć Aga, ale traf chciał, że nie mogła być w Falli w dzień otwarcia. Mogę za to porównać ją do krajowej konkurencji, konkretnie łódzkiego Tel Avivu i krakowskiej Hamsy, które również specjalizują się w kuchni tego typu.

Swoim zwyczajem zacznę od wystroju, który w przypadku Falli jest w stylu zerowym. Lokal przy Stawowej urządzono wręcz ascetycznie, ze ścianami z czerwonej cegły i meblami z ciemnego drewna. Jedynymi elementami, które mogą przykuć wzrok na dlużej, są ręka Fatimy na ścianie i obity sztucznym mchem bar. Estetycznie Falli znacznie bliżej do Tel Avivu niż klimatycznej, jasnej i pełnej zieleni Hamsy.

Nad obszernym menu warto spędzić dłuższą chwilę. Do wyboru jest kilka rodzajow wrapów z falaflami, hummusy, zestawy (w tym kultowa już ręka Fatimy), zmieniające się każdego dnia mezze, czyli przekąski podawane w pojedyncznych miseczkach (w tym hiszpańskie tapas), kilka rodzajów szakszuki czy wegetariańska harira (rozgrzewająca zupa) i baklava w charakterze deseru. Szakszuka i baklava (jeśli nie uznajecie miodu) to właściwie jedyne nie-wegańskie propozycje w menu, więc jarosze zdecydowanie mają w czym wybierać. W naszym zamówieniu znalazł się Fallafel talerz (26 zł), klasyczna szakszuka (18 zł), harira (17 zł) i lemoniady (10 zł).

Już nazwa lokalu sugeruje, że w tym miejscu pierwsze skrzypce gra falafel – absolutnie zasłużenie. Chrupiące kotleciki z wilgotnym wnętrzem pełnym cieciorki i zieleniny to absolutna petarda, bez dwóch zdań najlepsze, jakie jadłam w życiu. Sycące, ale równocześnie lekkie i nietłuste, świetnie komponują się ze świeżymi warzywami i kiszonkami. We Wrocławiu na ten moment nie znajdziecie lepszych i wątpię, czy konkurencji uda się przebić ten ewidentnie dopracowywany do perfekcji produkt.

O półkę niżej znajduje się tutejszy hummus, choć Falla robi go na naprawdę przyzwoitym poziomie. Jedst świetnie zmielony, gładki i w punkt oleisty, choć dodałabym więcej tahiny i przypraw. Być może inne wariacje smakowe mają szansę zachwycić, na pewno to sprawdzę. Mimo to w kontakcie pod tym względem wciąż nie ma konkurencji, podobnie jak mający wielu fanów hummus od Ahimsy.

Miłym zaskoczeniem są łagodne pikle, w zestawach połączone ze świeżymi warzywami. Wprawdzie o tej porze roku pomidory czy ogórki nie zrobią furory na talerzu, niemniej dodają mu świeżości i liczę, że gdy sezon na warzywa zacznie się na dobre, to one zaczną dominować.

Do mojej bajki zdecydowanie nie trafiły tutejsze pity, mdławe i zdecydowanie zbyt przypieczone. Rozumiem, że chlebki są tylko dodatkiem, ale na naszym blogu stosunek do pieczywa jest wręcz nabożny i półśrodków nie uznajemy 😉

Świetnym wyborem będzie szakszuka – choć nie jestem jej fanką, na tutejszą na pewno wrócę. Kwaśne nuty sosu na bazie pomidorów i papryki tonują cebula, jogurt i wyraźne nuty curry. Całość bardzo zgrabnie uzupełniają wspomniane już pikle.

Jedynym, czego polecić nie mogę, jest harira. Falla pokusiła się na wegetariańską wariację tej typowo mięsnej, tłustej zupy, której bazą w tym wypadku są rośliny strączkowe. Całość niekoniecznie zachęca wyglądem i bardzo gęstą konsystencją, a lekko ziemiste nuty w posmaku skutecznie zniechęciły mnie do zjedzenia więcej niż paru łyżek. Aczkolwiek w tym wypadku ocena to kwestia gustu, bo z rozgrzewającym i sezonowym charakterem tego dania nie sposób dyskutować.

Kilka uwag nie zmienia faktu, że Falla jest skazana na sukces. Falafle nie mają sobie równych, klimat jest bezpretensjonalny, a ceny w stosunku do wielkości porcji są naprawdę przystępne. Do tego nieoczywista lokalizacja daje nadzieję na brak realnej konkurencji, przynajmniej na jakiś czas. Choć na tę akurat bardzo liczę, również w wersji mięsnej, bo jagnięcy tagine z Hamsy do dziś śni mi się po nocach…

Kasia

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również