Z wizytą w wegańskim świecie
Kasia
Jeśli nie wierzycie, że wegetarianie i cykliści zagrażają naszemu narodowi, mamy argument nie do przebicia: wegańskie menu świąteczne. Tak oto polski (chiński?) karp zostaje wyparty przez kotleciki z tempehu, barszcz przegrywa z kremem z buraków i malin, a swojski sernik z tofurnikiem oblanym wegańskim karmelem. Świąteczne, wegańskie warsztaty uświadomiły nam, że tryumf jaroszy jest bliski i ma bardzo smaczne konsekwencje.
Wegańskie warsztaty świąteczne po raz kolejny prowadziła znana z wcześniejszego, wakacyjnego wpisu Magda Jutrzenka, autorka bloga Hello Morning. Tym razem na roślinne gotowanie wybrałyśmy się wspólnie, ciekawe alternatyw dla dobrze znanego, wigilijnego menu.
O efektach warto wspomnieć też po świętach, bo jakkolwiek większość tradycyjnych potraw jadamy tylko w Wigilię, ich wegańskimi wersjami bez obaw można zajadać się przez cały rok i wielokrotnie do nich wracać.
W roślinnym menu wigilijnym barszcz z uszkami zastąpił krem z buraków i malin z roślinną ricottą, a rybę – kotleciki z tempehu, orzechów i żurawiny z roślinnym sosem pieczeniowym oraz sushi w stylu ryby po grecku. Zamiast kapusty z grzybami zjadłyśmy buraczano-pomarańczowe carpaccio na pierzynce z rukoli. Wśród tradycyjnych słodkości znalazły się pierniki z karobem zamiast miodu, a także wspomniany tofurnik na chrupiącym spodzie, oblany roślinnym karmelem z daktyli. Zwieńczeniem zestawu, i przy okazji naszym smakowym faworytem, był roślinny ajerkoniak z bananów, awokado i mleka kokosowego doprawiony przyprawami korzennymi.
W niewielkiej kuchni Centrum Inicjatyw Wszelakich Zakrzowska 29 tym razem musiałyśmy dzielić miejsce z kilkunastoma innymi osobami, mając około 5 godzin na przygotowanie wszystkich potraw. Poziom trudności większości z nich oceniamy jako niewysoki, pod warunkiem posiadania dobrego blendera i rozdrabniacza, ponieważ większość potraw powstawała z ich udziałem. Poprzeczkę podniósł tofurnik, a konkretnie karmel, który pozostawiony bez nadzoru, łatwo się przypala.
Jak już wspomniałyśmy, szczyt naszego rankingu zajmuje ajerkoniak, w całości powstający w blenderze. Drugie miejsce również należy się słodkościom, czyli pierniczkom (miękkim natychmiast po upieczeniu) oraz tofurnikowi, który sprawdzi się jako roślinny deser przy wielu okazjach.
Kolejną pozycję zdobyły kotleciki z tempehu o orzechowym posmaku, świetnie komponujące się z warzywnym, gładkim sosem. Równie dobre było sushi, które okazało się wielką niespodzianką smakową. W smaku było wręcz łudząco podobne do pierwowzoru, choć rybę zastąpił tempeh, a ryż – warzywna krajanka. Paski glonów i sos sojowy wystarczyły, żeby oszukać kubki smakowe.
Dobre, choć nie rewelacyjne, okazały się zupa i carpaccio – tego dnia nadmiar buraków zdecydowanie nam nie służył.
Aga
Choć Kasia powiedziała już niemal wszystko, czas bym i ja, debiutująca na tego typu warsztatach, dorzuciła swoje trzy grosze. Część potraw chętnie odtworzyłabym w swojej kuchni, choć nie ukrywam, że nakład pracy włożony np. w wykonanie rewelacyjnego tofurnika nieco kłóci się z mą leniwą naturą. Miła atmosfera wydarzenia nie została zburzona nawet przez niemy zarzut niektórych uczestników, gdy nieroztropnie dokonałyśmy coming-outu (To Wy jecie nawet MIĘSO?!). Może i nie zostanę fanką buraków, ale ajerkoniak, oczywiście już z dodatkiem alkoholu, miałyśmy okazję wypróbować ponownie. W kwestii słodyczy i propozycji alkoholowych pozostajemy z Kasią otwarte na różne nurty.