Recenzujemy

Biggy: na tłusto albo wcale

Połącz masę sera, tłuszczu, glutenu i pomidorów, dopraw wołowiną i maślaną bułą i zalej całość dobrym alkoholem. Nie, to nie jest scenariusz kolejnego odcinka Epic Meal Time (ktoś jeszcze pamięta?), ale koncept stojący za nowym lokalem twórców Iggy Pizza – Biggy.

Iggy to bez dwóch zdań jedna z topowych wrocławskich miejscówek z włoskimi plackami, która postanowiła spróbować sił w amerykańskiej odmianie pizzy. Konkretnie w odmianie z Detroit, którą łatwo rozpoznać po prostokątnym kształcie, obfitości składników i grubym cieście pieczonym ze spora dawką oleju, co nadaje mu charakterystyczną, gąbczastą konsystencję. Tu nie ma mowy o finezji i subtelności – ma być tłusto, syto, wyraziście, z wizją galopującej miażdżycy w pakiecie.

Biggy przy okazji wkracza na terytorium zupełnie nowe, bo w menu obok pizzy znalazły się też burgery, okraszone bekonem i popcornem donuty oraz frytki, do których dobrać można sosy.

Charakter menu świetnie oddaje wnętrze, w którym nie mogło zabraknąć neonów znanych również z Iggy. Złoto i pastele zastąpiły mocne kolory rodem z lat 90., kratownice, plastikowe meble i wspomniane już neony stylem nawiązujące do graffiti. Całość prezentuje się świeżo, nowocześnie i niesztampowo.

Pochwały należą się też autorowi nazwy, za którą kryją się co najmniej dwa konteksty. Pierwszy to oczywiste nawiązanie do Iggy, a drugi można skojarzyć z amerykańskim charakterem lokalu i jego rapowym sznytem. Biggie Smalls to pseudonim jednego z najsłynniejszych amerykańskich raperów, Notoriusa B.I.G. Z kolei samo Detroit, skąd pochodzi serwowana tu pizza, to obecnie zagłębie amerykańskiego rapu o bardzo bogatej muzycznej historii, której ważną częścią jest znany skądinąd Eminem.

Po tym przydługim, popkulturowym wykładziku przejdźmy do jedzenia, bo w końcu to ono jest najważniejsze. Aga z menu Biggy wybrała Margheritę z dodatkowym sosem, a ja klasycznego burgera z frytkami i donuta z bekonem. Zamówienie odbieracie sami w okienku, o czym informuje głośny sygnalizator.

Pizza jest z rodzaju tych, którą z miejsca się kocha lub znienawidzi. Fani delikatnych, włoskich placków mogą mieć problem z przebrnięciem przez wszechobecny posmak tłuszczu, nawet biorąc pod uwagę, że nasza pizza pod kątem składników była nader skromna. Z drugiej strony, trudno o lepszy comfort food na ponury dzień, obowiązkowy podlany kuflem piwa. Ser się ciągnie, słodki, podbity kwasowością sos pomidorowy świetnie zgrywa się z wytrawną bazą, a spieczone brzegi apetycznie chrupią. Do tego porcja jest na tyle sycąca, że na wszelki wypadek zacznijcie od jednej blachy na dwie osoby.

Nadzwyczaj dobrze wypadł burger złożony z soczystego mięsa, świeżych warzyw, miękkiej bułki ziemniaczanej (do złudzenia przypominającej maślaną) i klasycznego sosu z mocną, paprykową nutą. Porcja jest naprawę słuszna i skrojona na spory głód, zwłaszcza w parze z frytkami. Te są dość niepozorne, ale w smaku ewidentnie ziemniaczane i oczywiście tłuściutkie, co w tym lokalu dziwić absolutnie nie powinno.

Ukoronowaniem całości był pączek ze słonym karmelem i kawałkami chrupiącego bekonu, dla wegetarian w wersji z popcornem. Pączki zapewnia Bite a donut, więc przyczepić się nie sposób.

Biggy to świetne recepta na jesienną chandrę, której zaradzić może tylko góra kalorii i Netflixowy maraton. Twórcy Iggy potwierdzili, że na pizzy w tym mieście znają się jak mało kto.

Biggy
Kuźnicza 10 A

Kasia

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również