Recenzujemy

Oda do kuchni polskiej

Cybulskiego 17 to adres smaczny, choć pechowy. Zaledwie przed kilkoma miesiącami swoją działalność zakończyło tu nieodżałowane Bistro od Koochni, a wcześniej Dobra Karma. Teraz szczęścia w tym miejscu próbuje Oda Bistro – miejsce, któremu warto kibicować.

Odę tworzą młodzi ludzie z otwartymi głowami i zacięciem do eksperymentów z kuchnią polską. Dania powstają przede wszystkim z lokalnych składników (z drobnymi wyjątkami), a krótka karta i niewysokie ceny zachęcają do częstych powrotów. Menu podzielono na dania większe i mniejsze (po 5-6 pozycji w każdej z kategorii) oraz desery. W naszym zamówieniu znalazł się polecany bulion z kaczki i kury z warzywami (14 zł), pieczeń ze świni złotnickiej z ziemniakami i mirabelką (21 zł) oraz trzydaniowe menu degustacyjne w naprawdę świetnej cenie wynoszącej 50 złotych. Z całym menu można zapoznać się tutaj.

Przed zamówionymi pozycjami na nasz stół, w charakterze czekadelka, trafiło pieczywo własnego wypieku i masło. Następnie pomidory z kozim serem, oliwą i ziołami (17 zł w karcie). Lekkie, orzeźwiające, zgrabnie łączące mleczne nuty sera z kwaskową słodkością czerwonych i żółtych pomidorów. Pieprzność liści mięty świetnie komplementowała całość.

Drobiowy bulion charakteryzował mocny aromat przypraw korzennych, choć do tak solidnej bazy życzyłabym sobie wyrazistych dodatków. Gryczany makaron to doby wybór, aczkolwiek pieczarki zastąpiłabym bardziej charakternymi grzybami, nawet suszonymi.

Niedosyt towarzyszący zupie w pełni zrekompensowała pieczeń, będąca wariacją na temat śląskiego nieba. Pięknie podany kawał soczystej wieprzowiny dosłownie rozpływał się w ustach. Mirabelkowy sos kontrował zawarty w niej tłuszcz, przez co danie było zaskakująco lekkie w smaku. Do całości świetnie pasowało gładkie, ziemniaczane puree i fenomenalne chipsy. Jednym słowem – petarda.

Menu degustacyjne otwarła przystawka będąca wariacją na temat mizerii z dodatkiem wędzonego pstrąga i jego ikry. Miks był nieoczywisty i lekki, w sam raz na preludium do drugiego dania, czyli steka z krzyżowej.

Na tym talerzu na uwagę zasługuje dodatek kruszonych, solonych pistacji, które świetnie podkreślały smak mięsa i robiąc steki w domu na pewno skorzystam z tego patentu. Steki były wysmażone perfekcyjnie, kolor mówi sam za siebie. Bez zarzutu były też sosy – na bazie szpiku i pietruszki.

Na desery zawsze czekam szczególnie, zwłaszcza gdy składniki są nietypowe. W karcie znajdziecie krem z chleba na zakwasie z czekoladą i owocami leśnymi oraz kukurydziane lody z majerankiem i popcornem karmelowym. Moje serce podbił chlebowy krem z przepysznym ganachem czekoladowym, przełamany kwasowością borówek i jeżyn. Deser kukurydziany jest subtelniejszy i mniej słodki – to propozycja dla tych, którzy wolą słodycz nieoczywistą.

Lokal jak na razie nie serwuje alkoholu, więc zanim to nastąpi możecie wpadać z własnym lub spróbować darmowej lampki, którą wybierze obsługa.

Na koniec słów kilka o wystroju, prostym i z ukłonami w stronę stylu retro. Są tu pluszowe fotele, cegła, odrobina zieleni i amerykańskie standardy z adaptera. Tylko i aż tyle wystarczyło, żeby stworzyć przytulny klimat z nutą romantyzmu. Takiego „randkowego” miejsca z pewnością na Nadodrzu brakowało.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłam Oda Bistro i jej menu, moje skojarzenia naturalnie powędrowały w stronę Nafta Neo Bistro, mojej ulubionej wrocławskiej restauracji, przynajmniej na tę chwilę. Jeśli również cenicie Naftę, w Odzie poczujecie się jak w domu. To kolejne stylowe miejsce, w którym dobre jedzenie o fine-diningowym sznycie nie drenuje kieszeni, a klimat i obsługa pozwalają poczuć się wyjątkowo. Ja z pewnością będę tu wracać.

Oda Bistro
ul. Cybulskiego 17

Kasia

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Może zainteresuje Cię również